Kino dawno przekroczyło wszelkie granice, nie ma już tematów tabu, wszystko można obśmiać i wyszydzić. Twórcy „Nauki spadania" wzięli pod but samobójstwo i depresje, choć mimo wszystko potraktowali temat łagodnie.
Podstawą scenariusza była powieść „Długa droga w dół" Brytyjczyka Nicka Hornby'ego. Jego utwory już wcześniej z powodzeniem ekranizowano, a pisarza za oryginalny scenariusz („Była sobie dziewczyna") nominowano do Oscara. Tym razem tak dobrze nie poszło. Reżyser Pascal Chaumeil nie mógł się zdecydować, co kręci: komediodramat, czarną komedię z wątkiem romantycznym czy dydaktyczną opowieść z hurraoptymistycznym finałem. Widz nie wie więc, czy współczuć bohaterom, czy też śmiać się z ich życiowych niepowodzeń.
Sylwestrowa noc to podobno ulubiona pora samobójców. Tuż przed wybiciem północy na dachu londyńskiego wieżowca spotyka się więc czwórka nieznanych sobie ludzi. Przybyli w tym samym celu, choć powody, które skłoniły ich do podjęcia desperackiej decyzji, są całkowicie odmienne.
Martin (Peter Brosnan) był telewizyjnym celebrytą, gospodarzem masowo oglądanego programu śniadaniowego. Jego kariera i życie legły w gruzach, gdy okazało się, że dziewczyna, z którą się przespał, nie skończyła jeszcze 15 lat. Oskarżony o pedofilię trafił do więzienia. Wyrok odsiedział, ale zatrzasnęły się przed nim wszystkie drzwi.