Hollywood zawsze pokazywało swój świat, ale dzisiaj biografie wielkich reżyserów czy słynnych aktorów trafiają na ekrany coraz częściej. I nie zawsze gwiazdy stają się w nich bohaterami bajek. Hollywood w „Maps to the Stars" przeraża. Kanadyjczyk David Cronenberg pokazał zepsucie. I to w najgorszym wydaniu.
Skóra cierpnie, gdy słucha się płynących z ekranu rozmów małoletnich gwiazd, przekonanych o sile swojej młodości, seksualności i wyższości nad 23-letnimi „staruchami". Ale to dla Cronenberga byłoby za mało. Jego film jest też dramatem rodzinnym. Opowieścią o rozpadzie, bezwzględności, braku miłości i nastawieniu wyłącznie na sukces. O kalectwie emocjonalnym i lękach, bo luksusowe wnętrza i bajońskie honoraria nie zapewniają bezpieczeństwa i spokoju.
– „Maps to the Stars" jest opowieścią ze świata celebrytów, jego akcja toczy się w Hollywood – mówił reżyser w Cannes. – Ale mam wrażenie, że podobne ambicje, podobne dążenie do sukcesu za wszelką cenę, także ustępstw moralnych, mogłoby być udziałem ludzi z elity politycznej, biznesowej czy finansowej.
Cronenberg podkreśla, że specjalnie pokazał środowisko gwiazd od środka, nie zderzał ich z fotoreporterami, ani nie obserwował ich na wielkich premierach. W ten sposób ta historia wydaje mi się bardziej uniwersalna.
O elicie finansowej opowiada z kolei Bennett Miller w „Foxcatcher". Twórca „Moneyball" raz jeszcze zrobił film ze sportem w tle. Tym razem nie chodzi o rozgrywki, wyniki, nawet nie o pieniądze. Bennett Miller powrócił do sprawy Johna du Ponta – multimilionera, który z nadmiaru wolnego czasu zbudował w swojej posiadłości miasteczko sportowe. W latach 80. XX wieku postanowił zostać trenerem amerykańskiej kadry zapaśników i doprowadzić ją do medali olimpijskich. John du Pont jest w interpretacji Steve'a Carella facetem, który z nudów i kompleksów staje się psychopatą, a wreszcie mordercą.