Relacja Barbary Hollender z Cannes

Tegoroczny festiwal winduje kino na wyżyny sztuki. Kłania się mistrzom i odkrywa nowe, wielkie talenty - pisze Barbara Hollender z Cannes

Publikacja: 22.05.2014 17:26

Barry Ward i Simone Kirby w filmie „Jimmy’s Hall” Kena Loacha

Barry Ward i Simone Kirby w filmie „Jimmy’s Hall” Kena Loacha

Foto: PAP/EPA

— To jest mój ostatni film o takim rozmachu — mówi 77-letni Ken Loach. — Nie mam już tyle energii, żeby wstawać o piątej rano i użerać się na planie do późnej nocy. Wiem, że są artyści, którzy potrafią reżyserować siedząc w fotelu i patrząc w monitor, ale ja do nich nie należę. Dlatego chcę teraz skupić się na dokumentach, a jeśli jeszcze nakręcę jakąś fabułę to tylko współczesną, bardzo kameralną.

Zobacz galerię zdjęć

„Jimmy's Hall" - jego pożegnanie z kinem kostiumowym - jest opowieścią, która mogłaby być kontynuacją „Wiatru buszującego w jęczmieniu". To prawdziwa historia Jamesa Graltona — komunisty, Irlandczyka, który został deportowany z własnego kraju. Na początku lat 30., w Effrinagh, w prowincji Leitrim, założył coś, co przypomina dzisiejsze domy kultury.

Odbywały się tam  spotkania poetyckie, zajęcia chóru i zabawy taneczne. Wkrótce też dyskusje polityczne. Gdy na prośbę aktywistów z IRA Gralton wsparł rodzinę wyrzuconą z domu przez właściciela ziemskiego, po proteście kościoła i miejscowych notabli został aresztowany, a następnie wsadzony na statek płynący do Ameryki i pozbawiony prawa powrotu.

„Typowy Loach: ludzki, pełen pasji, empatii, energii i życia" — napisał w pierwszej recenzji filmu krytyk „Guardiana". „Jimmy's Hall" nie dorównuje „Wiatrowi...", ale jest godnym pożegnaniem mistrza z dużymi produkcjami.

A że kino nie lubi próżni - w Cannes rodzą się już przyszli wielcy artyści kamery. Jednym z nich jest Xavier Dolan. Fabularny debiut dziewiętnastolatka z Kanady „Zabiłem moją matkę", w 2009 roku trafił tu do sekcji „Piętnastka realizatorów". Rok później „Wyśnione miłości" były już pokazywane w oficjalnym programie festiwalowym. W 2012 roku w Cannes poruszenie wywołał jego film „Na zawsze Laurence". Potem na chwilę Dolan zdradził Lazurowe Wybrzeże,  by zaprezentować w Wenecji „Toma". Dzisiaj o Złotą Plamę walczy „Mommy".

25-letni Dolan jest najlepszy wtedy, gdy uprawia kino osobiste, wręcz ekshibicjonistyczne. Kiedy bez znieczulenia mierzy się z własnym homoseksualizmem oraz relacjami matki i syna.

— Matka jest dla mnie najważniejszą figurą — mówi Dolan. — To do niej zawsze wracam. W pierwszym filmie chciałem ją ukarać, w teraz pozwalam jej się zemścić. O więcej nie pytajcie.

„Nie potrafię cię kochać i nie potrafię cię nie kochać" — mówił do rodzicielki bohater „Zabiłem moją matkę". To samo mogłaby powiedzieć matka do syna w „Mommy". Piętnastoletni Steve cierpi na ADHD, bywa agresywny, nieobliczalny, wręcz niebezpieczny. Kiedy nie weźmie pigułki, potrafi doprowadzić do pożaru, w którym kaleką na całe życie stanie się jego kolega albo rzucić się na matkę i zacząć ją dusić. Ale gdzieś w środku tkwi w nim tęsknota za miłością, akceptacją. Próbuje żyć i do czegoś dążyć. Uczyć się, żeby zdać do wymarzonej nowojorskiej Julliard School. Matka, sama mocno zwariowana, nie wie co z nim zrobić. Znów oddać do szpitala? Na kolejne leczenie? „Dla jego dobra?" Dla Steve'a to oznacza kaftan bezpieczeństwa. A on chce być wolny. Za każdą cenę.

W „Mommy" jest cały Dolan. Niepokorny, obolały chłopak, szukający prawdy o swojej relacji z najbliższą mu osobą. Gej, poobijany przez świat pełen nietolerancji, rozpaczliwie próbujący znaleźć akceptację dla inności. Indywidualista starający się pozostać sobą w zunifikowanym, zachodnim społeczeństwie. Niesztampowy artysta, który - choć stale kręci ten sam film - za każdym razem zaskakuje. Nowoczesną formą, ale przede wszystkim niełatwą prawdą o ludziach.

Jakże inna jest ta nowa, samotna i wyalienowana generacja od tamtej odchodzącej, patrzącej na świat przez pryzmat społeczeństwa. Ale jakże ciekawa, wrażliwa i niebanalna.

— To jest mój ostatni film o takim rozmachu — mówi 77-letni Ken Loach. — Nie mam już tyle energii, żeby wstawać o piątej rano i użerać się na planie do późnej nocy. Wiem, że są artyści, którzy potrafią reżyserować siedząc w fotelu i patrząc w monitor, ale ja do nich nie należę. Dlatego chcę teraz skupić się na dokumentach, a jeśli jeszcze nakręcę jakąś fabułę to tylko współczesną, bardzo kameralną.

Pozostało 87% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów