Zdobyłem w Cannes sporo nagród, ale zabrać stąd Złotą Palmę to coś niesamowitego.

Porywający festiwal z mało kreatywnym werdyktem jury na finał – pisze Barbara Hollender z Cannes.

Aktualizacja: 26.05.2014 00:29 Publikacja: 25.05.2014 18:36

Nuri Bilge Ceylan: Zdobyłem w Cannes sporo nagród, ale zabrać stąd Złotą Palmę to coś niesamowitego.

Nuri Bilge Ceylan: Zdobyłem w Cannes sporo nagród, ale zabrać stąd Złotą Palmę to coś niesamowitego.

Foto: AFP

Turecki „Winter Sleep" w reżyserii Nuri Bilge Ceylana oraz aktorzy Timothy Spall („Mr Turner") i Julianne Moore („Maps to the Stars") to główne nagrody przyznane przez jury pod przewodnictwem Jane Campion.

Nuri Bilge Ceylan jest stałym bywalcem canneńskiego festiwalu. W 2003 roku dostał tu Grand Prix za film „Uzak", w 2006 wyróżnienie Fipresci za „Klimaty", w 2008 nagrodę dla najlepszego reżysera za „Trzy małpy". Trzy lata temu wywiózł z Lazurowego Wybrzeża kolejne Grand Prix za „Dawno temu w Anatolii". A w ostatnią sobotę odebrał swoją pierwszą Złotą Palmę.

Klimaty z Czechowa

Przykryta śniegiem wioska w Kapadocji. Wykuty w skale hotel Othello. I ludzie samotni, mijający się. Aydin jest niespełnionym aktorem i średnio spełnionym pisarzem, który chce napisać książkę o historii teatru i drukuje felietony w mało znaczącym piśmie. Obok niego żyją dwie kobiety – dużo młodsza żona, coraz bardziej się od niego oddalająca, szukająca sensu życia w pomaganiu miejscowej społeczności, i niedawno rozwiedziona siostra. Klimaty jak z Czechowa – piszą recenzenci. Padają też inne nazwiska – Dostojewskiego, Bergmana.

W 3,5-godzinnym „Winter Sleep" kamera obserwuje bohaterów, podsłuchuje ich długie rozmowy na temat życia, wyznawanych wartości, dobra i zła. W czasie tych rozmów ludzie obnażają się, pokazują swoje słabości, skrywane rany, wyzwalają uczucia, które dotąd ukrywali. A przecież i tak nie potrafią powiedzieć głośno tego, co najważniejsze.

Ceylan zadaje pytania o współczesną moralność, o rolę inteligencji, ale też o odpowiedzialność za bliskich, o wartość pracy charytatywnej. Złota Palma dla „Winter Sleep", wyróżnionego też nagrodą krytyków z Fipresci, jest nagrodą szlachetną. A jednak ten werdykt wydaje się zachowawczy i mało odważny.

Nuri Bilge Ceylan

Reżyser, scenarzysta

Zdobyłem w Cannes sporo nagród, ale zabrać stąd Złotą Palmę to coś niesamowitego. Pracując nad scenariuszem „Winter Sleep" razem z moją żoną, czułem się tak, jakbym pisał książkę. I film okazał się zbyt długi. Podczas montażu skróciłem go o ponad godzinę. Robiąc filmy, zawsze staram się zaglądać w najciemniejsze zakamarki własnej duszy. Najważniejsi są dla mnie bohaterowie, sprawy społeczne wynikają potem, rodzą się z ich problemów i zachowań. To prawda, że zainspirowały mnie opowiadania Czechowa. Myślałem o sfilmowaniu ich od 15 lat, ale dopiero po „Dawno temu w Anatolii" poczułem, że dojrzałem, by się z nimi zmierzyć. Jednak gdy pisaliśmy scenariusz, akcja i bohaterowie ruszyli własnymi drogami. Czechow pozostał tylko inspiracją. Złotą Palmę zadedykowałem młodym ludziom, którzy w Turcji w ostatnim roku oddali życie za nas, za naszą przyszłość. Oni bardzo wiele nas nauczyli.

bh

Dawno nie było tak porywającego przeglądu filmowego i jury miało trudne zadanie. To już nie był wybór najlepszego tytułu. Raczej rodzaju kina. Dyrektor artystyczny festiwalu Thierry Fremaux zawsze podkreślał, że chce pokazywać wszystkie oblicza współczesnej sztuki filmowej. Tak stało się i tym razem: wśród 18 tytułów znalazły się obrazy rozmaite. Perfekcyjnie zrealizowana biografia XIX-wiecznego artysty Williama Turnera („Mr Turner" Mike'a Lee). Pisane kamerą eseje o życiu i śmierci („Still the Water") lub współczesnej moralności (właśnie „Winter Sleep" Nuri Bilge Ceylana).

Kino skromne, niemal paradokumentalne („Dwa dni, jedna noc" braci Dardenne), perfekcyjnie zrealizowany amerykański thriller obyczajowy („Foxcatcher" Bennetta Millera) i mocne kino polityczno-społeczne („Lewiatan" nagrodzonego za scenariusz Zwiagincewa, „Jimmy's Hall" Loacha). A wreszcie szalony, nowoczesny krzyk ludzi niedających sobie rady z samotnością, odpowiedzialnością, miłością („Mommy" Xaviera Dolana).

Niemal każdy z tych obrazów mógł dostać Złotą Palmę. Jury uhonorowało film artystyczny, wciągający w intelektualną dyskusję, ale nie porywający. Bo naprawdę porwał w tym roku publiczność młody samouk z Kanady.

Xavier Dolan, który jako 19-latek pokazał w Cannes swój pierwszy film, „Zabiłem moją matkę", teraz, już znacznie bardziej dojrzały, powrócił do tematu relacji matka–syn.

Rozczarowany Dolan

„Mommy" – opowieść o samotnej, trochę zwariowanej, niedającej sobie rady z życiem kobiecie i jej cierpiącym na ADHD 15-letnim synu – jest majstersztykiem. Dolan obnaża najgłębiej skrywane lęki i tęsknoty, zdziera z ludzi maski. A jednocześnie szuka nowego filmowego języka. To wielka obietnica na przyszłość. I triumf kina. Fantastyczny film, a trzeciorzędna nagroda jury, przyznana mu ex aequo z „Pożegnaniem języka" Jeana-Luca Godarda to zdecydowanie za mało.

– Rozumiem gest jury, które połączyło ludzi szukających wolności w dwóch różnych erach – mówił Dolan po gali, ale rozpieszczony przez widzów i dziennikarzy mógł czuć się rozczarowany. Odwróciło się też tegoroczne jury od kina społecznego. Nagrodę za scenariusz dostał Andriej Zwiagincew za mocnego „Lewiatana" pokazującego korupcję i bezkarność władzy na rosyjskiej prowincji utopionej w wódce. Ale już nie starczyło jurorom cierpliwości, by docenić skromny, przejmujący film braci Dardenne „Dwa dni, jedna noc" o kobiecie, która traci pracę. To kino, które w wyjątkowy sposób pokazuje kondycję dzisiejszych zżeranych kryzysem społeczeństw. Trudno też zrozumieć decyzję, by za najlepszego reżysera festiwalu uznać Bennetta Millera.

„Foxcatcher" jest perfekcyjnie zrealizowany, ale podobną rękę ma wielu rzemieślników amerykańskich. Nowoczesnego języka szukają tacy twórcy jak Dolan, Naomi Kawase, bracia Dardenne. I jeśli myślę, jakie obrazy zostaną mi w pamięci po tym festiwalu, to widzę chłopaka z ADHD walczącego o kawałek własnego świata, wyrzucaną z pracy robotnicę, żebrzącą o solidarność kolegów, 16-letnią Japonkę, która łapczywie przeżywa ostatnie chwile z umierającą matką, bo wie, że to wspomnienie bliskości będzie musiało jej wystarczyć na resztę życia. Takie obrazy sprawiają, że stajemy się bardziej wrażliwi. Może lepsi.

Turecki „Winter Sleep" w reżyserii Nuri Bilge Ceylana oraz aktorzy Timothy Spall („Mr Turner") i Julianne Moore („Maps to the Stars") to główne nagrody przyznane przez jury pod przewodnictwem Jane Campion.

Nuri Bilge Ceylan jest stałym bywalcem canneńskiego festiwalu. W 2003 roku dostał tu Grand Prix za film „Uzak", w 2006 wyróżnienie Fipresci za „Klimaty", w 2008 nagrodę dla najlepszego reżysera za „Trzy małpy". Trzy lata temu wywiózł z Lazurowego Wybrzeża kolejne Grand Prix za „Dawno temu w Anatolii". A w ostatnią sobotę odebrał swoją pierwszą Złotą Palmę.

Pozostało 90% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu