Wyd. Kino Świat
W polskim kinie powstało kilka ważnych filmów o alkoholizmie. Od „Pętli" Hasa zaczynając na „Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Koterskiego kończąc. Jednak w żadnym z nich nie ma takiego portretu alkoholika jak w „Pod Mocnym Aniołem". Nawet „Żółty szalik" Morgensterna, do którego scenariusz napisał Jerzy Pilch, był filmem eleganckim. Wojciech Smarzowski, ekranizując książkę tego samego autora,naturalistycznie pokazał degrengoladę i upodlenie: urywającą się świadomość, obrzyganą windę, zasrane spodnie, deliryczne drgawki, mętny wzrok facetów, zniszczoną cerę kobiet, wulgarność, brzydotę, czasem agresję. Odbił się od literackiego pierwowzoru, gdzie picie jest uwznioślone. Zrobił film przeraźliwie prawdziwy - o człowieku, który nie jest w stanie wyjść z nałogu. Trafia na odwyk, a w drodze powrotnej, zamiast do domu idzie do baru. O człowieku, który traci kontakt z rzeczywistością. W pewnym momencie nie wiadomo już, co dzieje się naprawdę, a co w jego chorej, zdegenerowanej wyobraźni.
Smarzowski nie moralizuje, nie ocenia. Raczej ostrzega. Sam mówi: „Chodziło mi o to, żeby widzowie, kimkolwiek są, zadali sobie uczciwie pytanie: czy kontrolują swoje picie czy już nie?".
Wyd. Gutek Film
Nicolas Winding Refn to dzisiaj „gorące" nazwisko kina. Duńczyk, twórca „Valhalli: Mrocznego wojownika" nagrodzony w 2010 roku na festiwalu w Cannes za reżyserię „Drive", tym razem wyprawił się do Azji. Opowiedział historię tyleż dziwną, co prowokacyjną. Julian, handlarz narkotykami i właściciel tajskiego klubu bokserskiego, żyje w Bangkoku. Jego młodszy brat dopuszcza się gwałtu i brutalnego mordu szesnastolatki. W akcie zemsty sam zostaje przez rodzinę dziewczyny zabity. Do Bangkoku przyjeżdża matka obu mężczyzn, żąda od Juliana, by pomścił brata. Spirala zła się nakręca, a nad przebiegiem zdarzeń czuwa tajski policjant, który rozdaje karty. Niemal jak Bóg. A jednak Bogiem nie jest, bo nie potrafi wybaczyć.
Główną rolę, Juliana, gra Ryan Gosling, partneruje mu Kristin Scott-Thomas, która wciela się w kobietę zimną, wyrachowaną, okrutną, oszalałą z rozpaczy po stracie syna. Bohaterem filmu jest także groźny, tajemniczy Bangkok. Akcja dzieje się w nocy rozświetlanej przez jaskrawe neony i czerwień klubów i domów publicznych. Refn po freudowsku śledzi stosunki matka-syn. Piętrzy symbole i mnoży sceny przeraźliwej przemocy: obcinania głów, rąk, przerzynania gardeł, wbijania gwoździ w ręce i nogi, wyłupywania oczu. Mam wrażenie, że gubi się w symbolice i upartym dążeniu do przekraczania granic i barier. Ale Refn to kultowy reżyser. Warto jego film obejrzeć. Zresztą, pewnie są widzowie, których „Tylko Bóg wybacza" przekona. I uwierzą, gdy reżyser mówi: „Sztuka ma w sobie gwałt. Jest jak seks. Zmusza do obnażania najgłębiej skrywanych namiętności. Ja nie epatuję gwałtem bez celu".
Wyd. Kino Świat
Uri Orlev urodził się w Polsce, w 1931 roku, jako Jerzy Henryk Orłowski. Po wojnie wyjechał do Izraela, jest pisarzem. To on opisał w powieści „Biegnij, chłopcze, biegnij" historię Yorama Friedmana, który jako ośmioletni chłopiec, w czasie okupacji hitlerowskiej, został sam, bez rodziny. Wywieziony z warszawskiego getta na wozie pełnym śmieci - jako Jurek Stańczak – usiłował przetrwać. Ukrywał się w lesie, czasem ludzie pomagali mu, czasem zdradzali jego kryjówkę Gestapo - ze strachu czy z chęci zysku. Reżyser Pepe Danquart przeniósł wojenną historię Yorama na ekran. Powstał film dość jednowymiarowy, zbyt patetyczny, jakby obliczony na wyciskanie z widzów łez. Dlaczego mimo to warto po niego sięgnąć? Bo to historia prawdziwa. Świadectwo pewnego czasu. Zapis dramatycznych doświadczeń, jakie stały się udziałem wielu z tych, którzy przeżyli Holocaust.