Zgina łyżki, widelce, klucze, widzi przedmioty na odległość i rysuje je z zadziwiającą dokładnością. Ma 68 lat i mieszka w pałacowej posiadłości nad Tamizą. Jest zabezpieczona jak twierdza.
- Działam w show-biznesie - mówi o sobie. - Ale Uri Geller ma też drugą twarz, którą lubię tak samo, jak tę oficjalną, show-biznesową. To moja mroczna strona, coś, co widuje się w filmach szpiegowskich. Zawsze będę dbał o to, żeby prawda nie wyszła na jaw.
A owa prawda dotyczy - szpiegostwa psychotronicznego na rzecz agencji wojskowych i wywiadowczych w obu Amerykach i Wielkiej Brytanii, a także dla izraelskiego Mosadu. Zaczęło się od tego, że 19-letni Uri wstąpił do wojsk spadochronowych i już rok później zdał sobie sprawę, że chce zostać agentem Mosadu i do tego ma zdolności paranormalne. Zaczął występować w nocnych klubach Tel Awiwu. Obecny premier Izraeal, Benjamin Netanjahu, poznał Gellera 40 lat temu, gdy służył w jednostce specjalnej i Uri przyjeżdżał występować.
- Robiło to ogromne wrażenie - wspomina. - Potem spotykaliśmy się wielokrotnie i za każdym razem coraz bardziej mnie zdumiewał. Nadal zdumiewa.
Kiedy Geller zaprezentował swoje zdolności, z dnia na dzień trafił na czołówki gazet i został zaproszony do Meksyku. Tam – jak sam opowiada – brał udział w szpiegowaniu ambasady radzieckiej. Miał wykasować zawartość tajnych dyskietek wynoszonych z ambasady.