Wchodzący dziś na ekrany obraz dotyka trudnych problemów zagrożenia, śmierci, dylematów moralnych, ran psychicznych nie do wyleczenia.

Sucha, spękana ziemia, powietrze gęste od żaru. Wybuch miny zabija młodego chłopaka z duńskiego oddziału stacjonującego w Afganistanie. Gdy w kolejnej akcji zostanie ciężko ranny kolejny żołnierz, dowódca Claus Pedersen wezwie na pomoc helikopter. I podejmie decyzję, by lotnicy przed lądowaniem zrzucili ładunek bombowy na afgański obiekt. Zapewni, że ukrywają się tam talibowie. Zginą cywile.

„Wojna" dzieli się na dwie części. Dowódca w Danii zostaje oskarżony o zbrodnie wojenne, złamanie wojskowych procedur. Proces odbija się na życiu jego rodziny – żony, trójki dzieci. Pedersen może się wybronić, zapewniając, że wierzył, iż w zbombardowanym obiekcie są wrogowie. Ale on z wojennej pożogi próbuje jeszcze uratować własne sumienie. W ułamku sekundy musiał podjąć straszliwą decyzję: życie swojego żołnierza czy afgańskich cywilów. I chce wziąć za nią odpowiedzialność. Lindholm mówi o potwornej traumie. Tam, gdzie jest zbrojny konflikt, nie ma „sił pokojowych". Przychodzi moment, gdy trzeba zmierzyć się ze śmiercią i z własnym sumieniem. Półświadomie, pod wpływem impulsu podejmować nieludzkie decyzje.

Nominowany do Oscara obraz Tobiasa Lindholma to jeden z najlepszych filmów o wojnie, jakie ostatnio powstały. Z tej samem półki co „The Hurt Locker. W pułapce wojny" Kathryn Bigelow. Chaotyczny jak życie, nieoczywisty, poruszający. Prawdziwy.