Cztery lata temu Bodo Kox pokazał fabularny debiut „Dziewczyna z szafy”. To była historia ludzi wypchniętych na margines życia: dziewczyny w głębokiej depresji, pełnej lęków, chowającej się przed światem w szafie i niepełnosprawnego, coraz bardziej zapadającego się w nicość chłopaka, który ma świadomość swojego odchodzenia.
W tym filmie pozwolił sobie na formalne szaleństwo: zapełniał ekran wielkimi zeppelinami – symbolami wolności, a małe mieszkanie dzięki miłości dwojga outsiderów zamieniało w egzotyczny ogród. To był poruszająca i niebanalna opowieść o delikatności uczuć, o inności, samotności.