Reklama

Zmarnowana szansa Clooneya

Od kina społecznego przez thriller do zgrywy – reżyser „Suburbicona” nie jest zdecydowany, jaki film chce zrobić.

Aktualizacja: 07.11.2017 16:51 Publikacja: 07.11.2017 16:38

Bardzo tego artystę cenię. To aktor, któremu popularność przyniosła rola w serialu „Ostry dyżur”. Potem jeden z największych gwiazdorów Hollywood. Superprzystojny facet. Do tego z ogromnym poczuciem humoru – na konferencjach prasowych zawsze błyskotliwy i interesujący.

Z czasem George Clooney stanął po drugiej stronie kamery. I okazał się świetnym reżyserem. W debiutanckim „Niebezpiecznym umyśle” sięgnął po scenariusz o Chucku Barrisie – showmanie, który zmienił oblicze telewizji, wymyślając ogłupiające programy: „Randkę w ciemno” i „Gong show”, a jednocześnie był płatnym mordercą na usługach CIA.

W następnym filmie „Good Night and Good Luck” fascynująco opowiedział o okresie maccartyzmu, czwartej władzy i odpowiedzialności artystów. W „Idach marcowych” pokazał cynizm współczesnej gry politycznej. Może dlatego tym bardziej rozczarowuje mało finezyjny, uszyty grubymi nićmi „Suburbicon”.

– Chcieliśmy zrobić coś mniej zabawnego, a bardziej gniewnego. Bo jest czas na gniewne filmy – mówił reżyser po premierze „Suburbiconu” na festiwalu w Wenecji.

Razem z Grantem Heslovem przerobił stary, niezrealizowany scenariusz braci Coen sprzed dwóch dekad. Podobnie jak w „Good Night and Good Luck”, cofnął się do lat 50. Dziś do tego okresu wraca wielu twórców, najczęściej pokazując, że powojenne prosperity nie było dla wszystkich, że wciąż bardzo silne były podziały społeczne, a Afroamerykanów traktowano jak obywateli drugiej kategorii. O tym również mówi Clooney.

Reklama
Reklama

Suburbicon to amerykańskie przedmieście, w którym osiedla się klasa średnia. Jest czas spełniania się tam American Dream. W okolicy panują dobrobyt, spokój i poczucie szczęścia. Dopóki w jednym z domów nie zamieszkuje rodzina Afroamerykanów.

Clooney prowadzi jednocześnie dwa wątki. W osiedlu budzi się rasizm, czarnoskórzy sąsiedzi spotykają się z gwałtownie narastającą agresją. W opinii białych mieszkańców, choć „nowi” mają swoją pozycję i stać ich na dom z ogródkiem, ten raj nie jest dla nich. Zaczynają się protesty, petycje, manifestacje. A prawdziwy dramat toczy się gdzie indziej. Biały, szanowany obywatel opłaca bowiem morderców, którzy mają zabić jego żonę. Dzięki pieniądzom z jej polisy chce spłacić długi i z jej siostrą prowadzić dostatnie, szczęśliwe życie. Małego syna zawsze można się pozbyć, wysyłając do szkoły z internatem.

Film, z gwiazdami takimi jak Matt Damon i Julianne Moore, zaczyna się jak ciekawy dramat społeczny. Niestety, im dalej, tym bardziej zmienia się w thriller, a wreszcie w zgrywę. Clooney reżyseruje ciężką ręką, jakby zapomniał o finezji, z jaką zrobił „Good Night and Good Luck”, ale też o przenikliwości „Id marcowych”. Proponuje popłuczyny po braciach Coen. Niestety, pozbawione stylu.

„Suburbicon” to filmowa satyra z kilkoma zabawnymi scenami, do której społeczno-polityczna krytyka mieszczańskiej Ameryki lat 50. została wbita młotem pneumatycznym. Gniew, o którym wspominał George Clooney, rozmył się w głupawych gagach i coraz mniej wiarygodnych sytuacjach.

Szkoda tematu, bo film został oparty na autentycznej historii. Szkoda dobrych aktorów. Szkoda Clooneya. A wreszcie szkoda nadziei widza, że zobaczy inteligentny, nieschematyczny film. ©?

Film
Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Dla kogo wenecki Złoty Lew?
Film
Ostatnie godziny umierającej małej Palestynki. Jedna z dziesięciu tysięcy
Film
Nie żyje aktor Graham Greene. Miał 73 lata
Reklama
Reklama