Odyseja Penelope

– Wychowałam się w Alcobendas. Jako dziewczynka zawsze oglądałam oscarową galę i myślałam, że to wyjątkowa chwila, gdy jednoczy się cały świat sztuki – powiedziała ze sceny Kodak Theatre Penelope Cruz

Publikacja: 12.03.2009 22:49

Odyseja Penelope

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Dostała Oscara za brawurowo zagraną rolę zwariowanej artystki w filmie Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona”. Jako pierwsza aktorka hiszpańska. W białej sukni, ze złotym rycerzem w dłoni wyglądała na szczęśliwą. Nikt już nawet nie zwracał uwagi na obcy, miękki akcent, z którym ciągle mówi po angielsku.

– Gdyby nie była aktorką, oszalałaby – powiedział o niej Billy Bob Thornton.

– Przelewając część swoich emocji w kobiety, które gram, rozładowuję własną energię – przyznaje Cruz.

A Pedro Almodóvar dodaje: – Ona kryje tajemnicę. Czasem sprawia wrażenie świętej, a czasem demona, który szuka najciemniejszych stron życia. Dlatego jest fantastyczną aktorką.

[srodtytul]Hiszpańskie początki[/srodtytul]

Urodziła się w 1974 roku. Jej rodzinne Alcobendas oddalone jest zaledwie 5 kilometrów od Madrytu. To właściwie przedmieście hiszpańskiej stolicy. Ojciec Eduardo był sprzedawcą, matka Encarna – fryzjerką.

– Rosłam w babskim świecie. Do mamy przychodziły kobiety w różnym wieku, robiły się „na bóstwa” i jak to u fryzjera, opowiadały o mężczyznach, dzieciach, życiu.

Dziewczynka, najstarsza z trojga rodzeństwa, po babce miała cygańską krew. Chciała, jak ona, zostać baleriną. I choć w rodzinie się nie przelewało, matka postanowiła zainwestować w przyszłość córki.

– Wszystko jej zawdzięczam – przyznaje Penelope. – Myślałam o niej, kiedy w „Volver” grałam Raimundę. Była tak samo silna. Nie wiem, jak dawała sobie radę z prowadzeniem domu i wychowywaniem trójki dzieci, pracując od rana do nocy, by zapewnić nam jakikolwiek poziom życia. I dobrze nas wykształcić.

Od czwartego roku życia Penelope uczestniczyła w zajęciach baletu, trafiła na kursy tańca jazzowego, była nawet na stypendium w Nowym Jorku.

– Taniec to szkoła charakteru – powiedziała wiele lat później. – Godzinami stoisz na puentach, krwawisz, ale cały czas uśmiechasz się i udajesz, że jesteś w siódmym niebie.

W jej życiu wszystko odbywało się w przyspieszonym tempie. Miała 15 lat, gdy pokonała 300 konkurentek i dostała się do agencji modelek. Rok później zyskała popularność, prowadząc dziecięce programy w Tele 5, zaczęła też występować w wideoklipach.

Łączyła niewinność dziecka i seksualność dojrzewającej dziewczyny, dlatego stała się łakomym kąskiem dla kina. Zadebiutowała na ekranie w 1991 roku, w „Greckim labiryncie” Rafaela Alcazara, gdzie pokazała się – jak pisano – „w najbardziej skąpych szortach świata”. Potem wystąpiła w ponad 20 hiszpańskich filmach, m.in. Bigasa Luny, Fernanda Trueby, Fernanda Colomo.

„Belle Epoque” Trueby, który wszedł na ekrany w 1992 roku, dostał dziewięć nominacji do nagród Goi i Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Penelope w kostiumach z lat 30. kusiła swoimi wdziękami młodego dezertera, który zatrzymał się w domu jej ojca.

W tym samym czasie odbyła się premiera „Jamon, jamon” Bigasa Luny. Cruz zagrała córkę prostytutki. To ją właśnie bohater porównywał do tytułowej – soczystej i smakowitej – szyneczki. Luna wykorzystał apetyczność młodej dziewczyny, jako pierwszy zauważył, że każdym spojrzeniem i gestem hipnotyzuje ona mężczyzn.

Niespełna osiemnastoletnia aktorka stała się obiektem pożądania. Nie wytrzymała napięcia i atmosfery symbolu seksu, jaka zaczęła jej towarzyszyć. Przeżyła pierwsze załamanie nerwowe. Ale dała sobie radę.

Jej spontaniczność, energia i niewątpliwy magnetyzm sprawiły, że zaczęła się pojawiać nie tylko w filmach hiszpańskich, lecz również włoskich, szwedzkich, duńskich. Dostawała role coraz bardziej ambitne, także w obrazach politycznych. Przede wszystkim jednak spotkała się na planie z Pedro Almodovarem.

W 1997 roku w jego „Drżącym ciele” zagrała niewielką rólkę: w retrospekcjach wcieliła się w matkę głównego bohatera, prostytutkę rodzącą dziecko. A światowy rozgłos przyniosła jej rola w „Wszystko o mojej matce” Almodóvara. W tym niezwykłym, pełnym tolerancji obrazie, zagrała młodą zakonnicę, dziewczynę z mieszczańskiego domu, która pomaga ludziom zagubionym.

Sama też przeżywa własną tragedię. Jest w ciąży, a choruje na AIDS. To była rola drugoplanowa, ale wyrazista i przekonująca. Cruz dojrzała, nie tracąc swojej przyciągającej magii, zaczęła grać subtelnie i finezyjnie. Film dostał Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, a Ameryka zwróciła uwagę na hiszpańską piękność.

[srodtytul]Amerykańska gwiazdka[/srodtytul]

Jednak legenda legendą, a biznes biznesem. Szefom wielkich studiów Hollywoodu nie zależało specjalnie na eterycznej, ciemnowłosej Hiszpance. Cruz miała zresztą za sobą pierwsze nieudane podejście do amerykańskiej kariery. W 1995 roku wzięła udział w castingu do filmu „Spacer w chmurach”.

– Znała wtedy po angielsku trzy słowa na krzyż – opowiadał jej agent Joel Brandt. – Ledwo rozumiała, co do niej mówiono.

Rolę u boku Keanu Reevesa dostała Aitana Sanchez-Gijon, ale Penelope wyciągnęła wnioski z porażki i zaczęła uczyć się angielskiego. Trzy lata później wystąpiła w „Krainie Hi-Lo” Anglika Stephena Frearsa.

Hollywood nadal jednak nie widział w niej gwiazdy. Owszem, udało jej się zagrać w „Kobiecie na topie”, ale o oczekiwaniach twórców świadczył plakat, na którym Penelope Cruz widniała naga w papryczkach chili.

Kolejną rolę – w „Rączych koniach” – zawdzięczała tylko Billy’emu Bobowi Thorntonowi, który film reżyserował. Uwierzył w nią i uparł się. Producenci szukali amerykańskiej aktorki.

– Kilka razy zapowiadałem, że jeśli nie zatrudnią Cruz, ja się wycofuję – opowiadał Thornton. – Posłałem im dziesiątki nagrań z castingów, z listem: „Obejrzyjcie te dziewczyny i pokażcie mi jedną lepszą od Penelope”. Oddzwonili: „O.K.”. Pewnie nie chciało im się przeglądać taśm...

Zagrała u Thorntona, potem wystąpiła w kolejnych przebojach: „Blow” Teda Demme’a, „Kapitanie Corellim” Johna Maddena, „Vanilla Sky” Camerona Crowe’a (w tym filmie, będącym amerykańskim remakiem „Otwórz oczy” zagrała tę samą rolę co u Alejandro Amenabara), „Głowie w chmurach” Johna Duigana, „Saharze” Brecka Eisnera. Interes się kręcił, ale Ameryka oczekiwała jedynie, by pięknie wyglądała, była sexy i pełna temperamentu. To wystarczało.

Cruz nie schodziła też z czołówek plotkarskich gazet. Nazywano ją pożeraczką męskich serc, przypisywano romanse ze wszystkimi partnerami filmowymi. Zaczęło się od Matta Damona z „Rączych koni”. Oboje zapewniali, że jedynie przyjaźnią się, ale nikt im nie wierzył. Zwłaszcza że po wspólnym filmie rozpadł się związek Damona z Winoną Ryder. Potem był Nicolas Cage, jej partner z „Kapitana Corellego”. Mówiła: „Jest fantastycznym aktorem, bardzo dużo się przy nim nauczyłam”, ale paparazzi fotografowali ich na wspólnych kolacjach, a plotkarze donosili, że Cage rozchodzi się z żoną – Patricią Arquette. Znów przypadek? Podobnie jak związek z Tomem Cruisem, z którym spotkała się na planie „Vanilla Sky”. Rola w tym filmie skończyła się dla Cruise’a rozwodem z Nicole Kidman. Para Cruz – Cruise długo dementowała plotki o romansie. Ale gdy tylko aktor uzyskał rozwód, Penelope wprowadziła się do jego nowego domu w Hollywood. Przestali ukrywać uczucia, wyznaczyli nawet datę ślubu. Piękna Hiszpanka w ostatniej chwili zdezerterowała. Grała już w filmie „Sahara” u boku wysportowanego Matthew McConaugheya. Tym razem para nie próbowała stwarzać żadnych pozorów. A amerykańskie aktorki nie zgadzały się, by ich mężowie przyjmowali role u boku ognistej Hiszpanki.

[srodtytul]Powrót aktorki[/srodtytul]

Cruz stała się gwiazdą. Wszędzie, gdzie się pojawiała, błyskały flesze. Ale jako aktorka się kończyła. W sukurs przyszła Europa. Przede wszystkim sprawdzony przyjaciel Pedro Almodóvar, który obsadził ją w „Volver”.

– Podobnej roli nie znalazłabym ani w Hollywood, ani w żadnym innym miejscu – mówiła Cruz. – Bo Pedro Almodóvar jest jeden. Tylko on potrafi malować takie postacie kobiet.

Stworzyła w „Volver” niezwykłą kreację. Rozmaite panienki z „Vanilla Sky”, „Kapitana Corellego” czy „Fanfana Tulipana” bladły przy Raimundzie – kobiecie jednocześnie silnej i bardzo kruchej, opiekuńczej i potrzebującej opieki. Dzięki Almodóvarowi znów stała się wielką aktorką. Gdy wystylizowana na młodą Sophię Loren szła przez małe hiszpańskie miasteczko, widzom przechodziły ciarki po plecach.

W Ameryce kolejną szansę dała jej Hiszpanka Isabel Coixet. W nakręconej na podstawie powieści Philipa Rotha „Elegii” Cruz zagrała studentkę zakochaną w starszym profesorze. Młodą kobietę, która nie chce prześlizgnąć się przez życie i nie boi się przyznać do miłości. A potem musi jeszcze pogodzić się z własną, ciężką chorobą.

Jej kreacja u Woody’ego Allena znów okazała się brawurowa. Penelope Cruz gra pełną temperamentu Hiszpankę, wyzwoloną kobietę, w której tyle samo jest siły co kruchości.

– Sama taka jestem – mówi. – Jak trzeba, mogę przenosić góry. Ale bardzo łatwo mnie złamać.

A więc skandalizująca gwiazda czy wspaniała aktorka? Rozpustna pożeraczka serc czy zagubiona w wielkim świecie córka fryzjerki z Alcobendas?

– Ona jest strasznie naiwna – mówił Ted Demme. – Kiedyś powiedziała mi: „Ale wczoraj zaszalałam!”. Od razu wiedziałem, co zrobiła: wypaliła paczkę papierosów, wypiła jedno piwo i poszła do kina na nocny seans. Dla niej to szaleństwo. Penelope jest w gruncie rzeczy grzeczną dziewczynką z Hiszpanii, która chodziła do katolickiej szkoły.

Jej przyjaciółką jest hollywoodzka Latynoska Salma Hayek.

– Penelope zostawia mi na sekretarce zabawne wiadomości, które nagrywa najdziwniejszymi głosami – opowiada meksykańska piękność. – Gdy wychodzimy razem, wkładamy identyczne sukienki albo udajemy ten sam nerwowy tik. I zawsze dzwonimy do siebie, gdy w naszym życiu zdarza się jakiś dramat.

Teraz może będzie ich mniej. Hayek niedawno wyszła za mąż, ma małą córeczkę. Cruz związana jest z hiszpańskim aktorem, swoim przyjacielem „od zawsze” – Javierem Bardemem. Już po „Vicky...” zagrała w nowym obrazie Roba Marshalla „Nine” i w następnym filmie Almodóvara „Przerwane objęcia”. Od lat oddaje się działalności charytatywnej. Nie chce o tym mówić, bo uważa, że nie po to człowiek pomaga innym, by się chwalić.

Ma apartament w Los Angeles, ale coraz częściej wraca do Hiszpanii. – Tam mam rodzinę i wspomnienia – wyznała w jednym z wywiadów. – Kocham hiszpańską sztukę, rozumiem tradycję, mentalność. Można zwiedzać świat, ale trzeba mieć dokąd wracać.

I trzeba mieć do kogo wracać. Coraz częściej mówi się, że Cruz i Bardem pobiorą się.

– Ludzie uważają, że artysta powinien być nieszczęśliwy. Ale wierzę, że zawirowania mam już za sobą. Chyba wolę być trochę gorszą aktorką z poukładanym życiem niż wielką artystką, która stale sięga do torebki po fiolkę ze środkami uspokajającymi.

Dostała Oscara za brawurowo zagraną rolę zwariowanej artystki w filmie Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona”. Jako pierwsza aktorka hiszpańska. W białej sukni, ze złotym rycerzem w dłoni wyglądała na szczęśliwą. Nikt już nawet nie zwracał uwagi na obcy, miękki akcent, z którym ciągle mówi po angielsku.

– Gdyby nie była aktorką, oszalałaby – powiedział o niej Billy Bob Thornton.

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy