Jeden głos Europy Środkowej?

Kilka lat temu krajom regionu przyświecał jeden cel – by za wszelką cenę wejść do UE. Dziś w niektórych państwach słychać opinie, że ważniejsza jest walka o interes narodowy niż lokalna solidarność

Publikacja: 30.04.2009 05:25

Komisarz Guenter Verhaugen, który pięć lat temu nadzorował największe w historii rozszerzenie UE, dz

Komisarz Guenter Verhaugen, który pięć lat temu nadzorował największe w historii rozszerzenie UE, dziś uważa, że Unia bez Polski byłaby nie do pomyślenia

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

1 maja 2004 roku cała UE z podejrzliwością patrzyła na Polskę, Czechy, Węgry i siedem innych państw, które dołączyły wtedy do Wspólnoty. Od razu przypięto im łatkę „nowe państwa”. – Uważano, że nie mamy doświadczenia, jesteśmy gorzej przygotowani, że trzeba nas prowadzić za rękę. Ale to się zmieniło – mówi „Rz” europoseł PiS Konrad Szymański.

Anna Słojewska, korespondentka „Rz” w Brukseli, też przyznaje, że nikt nie wytyka nam już tego, iż jesteśmy nowi.

To Polska jako pierwsza z całej dziesiątki tupnęła nogą i pokazała, że ma swoje zdanie. Komisarz Günter Verhaugen, który pięć lat temu nadzorował największe w historii rozszerzenie UE, dziś uważa, że Unia bez Polski byłaby nie do pomyślenia.

– Okres emancypacji Polski był trudny dla UE. Ale trzeba było przez to przejść, by pokazać, że jesteśmy dużym, samodzielnym krajem i UE musi się z nami liczyć. Bruksela już się pogodziła z tym, że nowych państw członkowskich nie da się trzymać w przedpokoju – podkreśla Szymański.

Pozostałe państwa, które z nami weszły do UE, też są dziś inne. I też nabierają większej pewności siebie. – Staliśmy się bardziej dojrzali, bardziej wiemy, jak zabiegać o własne interesy. Sojusze regionalne stają się coraz mniej ważne, choć Polskę cały czas uważamy za lidera – mówi „Rz” wiceszef estońskiej Akademii Dyplomatycznej Vahur Made. – Jesteśmy bardziej niezależni – wtóruje Ojars Kalnins, dyrektor Instytutu Łotewskiego. Jego zdaniem nowe państwa członkowskie wręcz osiągnęły taki stan, że myślą głównie o sobie. – Najważniejsze są interesy narodowe, a nie regionalna solidarność. Owszem, razem weszliśmy do UE i mamy podobne doświadczenia, ale nie oznacza to, że mamy mieć takie samo zdanie we wszystkich sprawach – uważa. Jako przykład podaje casus państw bałtyckich. Gdy w 1991 roku ogłaszały swą niepodległość, były zjednoczone jak nigdy. Dziś ze sobą konkurują.

Różnice widać też między innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Lewicowemu premierowi Słowacji nie spodobał się na przykład pomysł utworzenia amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Czechach i w Polsce. Bratysławę i Budapeszt poróżniły kwestie dekretów Benesza i autonomicznych żądań mniejszości narodowych. Europa Środkowa nie zajęła również wspólnego stanowiska w sprawie polityki wschodniej. – W tej kwestii tworzymy solidny blok z Litwą, Czechami i Estonią. Słowacja i Węgry są bardziej wrażliwe na argumenty Rosji. W sprawach politycznych jest jeszcze wiele do zrobienia – przyznaje były szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Zalewski.

Jednak nie wszyscy eksperci podzielają te opinie. Ich zdaniem nowe kraje Wspólnoty są w stanie się zjednoczyć, by forsować swój punkt widzenia na unijnym forum. Świadczy o tym chociażby dyskusja na temat pakietu klimatycznego. – Osiem państw jest w podobnej sytuacji – znajduje się w strefie odbudowywania wpływów Rosji. To naturalne, że w pewnych sprawach będą mówić jednym głosem– mówi europoseł Szymański.

[ramka][b]Viktor Orban, były premier Węgier[/b]

Wcześniej czy później nowe państwa członkowskie powinny otrzymać w UE większy kredyt zaufania. Uważam, że jedno z trzech najwyższych stanowisk w UE należy się tym krajom. Jest duża szansa, że przypadnie ono Polsce – jako największemu krajowi – i przywódcą UE zostanie premier Buzek. Minęło pięć lat, od kiedy jesteśmy w UE. Najwyższy czas, byśmy byli traktowani tak samo jak inni. [i]—not. k.z.[/i] [/ramka]

[ramka][b]Mikulasz Dzurinda, były premier Słowacji[/b]

To, że od pięciu lat jesteśmy w UE, nie znaczy, że wszystko mamy załatwiać w Brukseli. Powinniśmy wspólnie walczyć o nasz prestiż i szukać wspólnych inicjatyw, zwłaszcza w obszarze polityki sąsiedztwa i bezpieczeństwa energetycznego. Nasz region, który umie rozmawiać ze Wschodem, może odpowiednim językiem komunikować się z Rosją. To nasz wspólny, historyczny obowiązek. [i]—not. a.n.[/i][/ramka]

[ramka][b]Egidijus Vareikis, litewski politolog, poseł na Sejm[/b]

Unia Europejska nie jest miejscem, w którym trzeba zawierać sojusze przeciwko komuś. Wszyscy jedziemy przecież na tym samym wózku. W ramach UE Litwa najczęściej jednak gra razem z Polską, Łotwą i Estonią, ale też z państwami skandynawskimi. Wspólny front regionalny najłatwiej się udaje w kwestiach politycznych. Pokazały to sprawy Gruzji, Ukrainy i Czeczenii. [i]—not. r.mic.[/i][/ramka]

1 maja 2004 roku cała UE z podejrzliwością patrzyła na Polskę, Czechy, Węgry i siedem innych państw, które dołączyły wtedy do Wspólnoty. Od razu przypięto im łatkę „nowe państwa”. – Uważano, że nie mamy doświadczenia, jesteśmy gorzej przygotowani, że trzeba nas prowadzić za rękę. Ale to się zmieniło – mówi „Rz” europoseł PiS Konrad Szymański.

Anna Słojewska, korespondentka „Rz” w Brukseli, też przyznaje, że nikt nie wytyka nam już tego, iż jesteśmy nowi.

Pozostało 88% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy