Chodzi o zwrot pieniędzy złożonych na depozytach upadłego banku Icesave.
Londyn i Haga, które zwróciły pieniądze swoim obywatelom, teraz domagają się tych pieniędzy od Islandii. Ale 5 mld dol. to więcej, niż wynosi PKB Islandii. Fakt, że parlament w Rejkiawiku ustalił w piątek termin referendum, nie oznacza, że Islandczycy zgodzą się na spłaty. O gotowości uregulowania tego długu mówi tylko prezydent Olafur Grimsson, który jednak odmówił podpisania odpowiedniej ustawy.
Jeśli Islandczycy w lutym powiedzą „nie”, będzie obowiązywała ustawa z lata 2009 r. Tyle że warunki zwrotu pieniędzy zostały wówczas odrzucone przez wierzycieli. Holendrom i Brytyjczykom chodziło o to, że spłaty zadłużenia przypadające po 2024 roku nie miały gwarancji rządowych.
Na razie pomocy Islandczykom chcą udzielić kraje nordyckie, pod warunkiem że ratowanie gospodarki będzie się odbywało pod nadzorem Międzynarodowego Funduszu Walutowego.