W ostatnich latach branżę ubezpieczeniową, przynajmniej pod względem intensywności przekazu medialnego, zdominowały dwa hasła. Pierwsze to bancassurance, czyli oferowanie wspólnych produktów przez banki i firmy ubezpieczeniowe. Drugie – sprzedaż polis w systemie direct, jednak nie bezpośrednio przez pracowników, czy w placówkach ubezpieczycieli (tzw. sprzedaż ladowa), ale przez telefon (początkowo wyłącznie) i Internet.
Obie formy dystrybucji produktów miały zrewolucjonizować branżę. Zepchnąć z piedestału agentów, czyli najbardziej tradycyjny spośród kanałów sprzedaży produktów ubezpieczeniowych. Ale ten scenariusz się nie ziścił.
[srodtytul]Armia agentów ciągle rośnie[/srodtytul]
Może dlatego, że agenci to ciągle poważna siła. Tych wyłącznych, zbierających składki na rzecz jednej firmy, np. oferującej polisy majątkowe (są też osoby współpracujące równocześnie z towarzystwem ubezpieczeń na życie), było w rejestrze prowadzonym przez urząd Komisji Nadzoru Finansowego tylko około 23 tys.
Biorąc pod uwagę, że działają u nas 64 towarzystwa (dodatkowo 16 w formie oddziałów, ale niemal wszystkie nie korzystają z tego kanału dystrybucji), na jedno przypada więc 360 agentów wyłącznych.