Drugi dzień z rzędu akcje na światowych parkietach mocno traciły na skutek obaw o konsekwencje fiskalnych problemów strefy euro, a szczególnie Grecji. Najpierw przecenę akcji zobaczyliśmy na giełdach w Azji, potem na giełdach w Europie, a następnie w Stanach Zjednoczonych.
Nie inaczej było w Warszawie. Po tym jak w środę WIG20 spadł o 3,1 proc., w czwartek obniżył się o kolejne 2,95 proc. Tym samym w ciągu dwóch ostatnich sesji łączna wartość firm z GPW zmniejszyła się o prawie 37 mld zł.
– Jeżeli liderzy Unii Europejskiej nie ustalą jasnych reguł postępowania w sprawie poprawy kondycji finansów publicznych, należy się spodziewać zarówno długotrwałego trendu spadkowego na giełdach, jak i dalszego osłabiania się euro oraz walut z naszego regionu – uważa Arkadiusz Bogusz, zarządzający aktywami w Credit Suisse Asset Management.
Akurat w czwartek europejska waluta była stabilna wobec dolara (1,23 dol. za euro). Dramatycznie wyglądała za to sytuacja złotego. W pewnym momencie za euro trzeba było płacić niewiele ponad 4,2 zł wobec 4,10 zł rano. Dolar zdrożał do 3,40 zł wobec 3,30 zł rano. Wtedy na rynku pojawił się państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego, który zaczął sprzedawać wspólną europejską walutę, co trochę uspokoiło inwestorów i pod koniec dnia euro kosztowało już 4,15 zł.
- Ministerstwo Finansów nie komentuje bieżących transakcji na rynku walutowym, ale resort ma możliwość sprzedaży walut na rynku i może z niej skorzystać w przypadku, gdyby złoty się silnie osłabił – stwierdził dyrektor Departamentu Długu MF Piotr Marczak.