W mijającym tygodniu firma badawcza dell’Oro, która monitoruje globalny rynek sprzętu do sieci telekomunikacyjnych poinformowała, że liderami tego rynku są Ericsson i Alcatel-Lucent. Są, bo nie muszą konkurować z Chińczykami. Nie muszą, bo mają dobre kontrakty z amerykańskimi operatorami. Amerykanie nie kupują od Huaweia, ani ZTE. A nikt nie zajmuje się budową sieci LTE na taką skalę, jak Amerykanie.
Inwestycje w innowacyjne technologie same w sobie nie są żadną cnotą, bo celem inwestycji jest zarobić pieniądze. Amerykanom inwestycje się opłacają, Europejczykom – z wielu różnych powodów – mniej. To zrozumiałe, ale nie pocieszające.
Były czasy, kiedy Europa dyktowała warunki na globalnym rynku telefonii komórkowej. Tutaj powstawały największe sieci, które szybko rozpoczynały ekspansję zagraniczną. To europejskie sieci – z różnym skutkiem – wchodziły na amerykański rynek, a nie odwrotnie. Dzięki takim gwarantowanym odbiorcom europejskim producentom sprzętu opłacało się inwestować w rozwój technologii i promować ją na świecie. GSM ma wielu rywali, ale UMTS/HSPA+ już mniej, a LTE żadnych. Na europejskim rynku wyrosła przemijająca potęga Nokii, która trząsła globalnym rynki telefonów komórkowych. A Komisja Europejska puchła z dumy, że choć w technologiach informatycznych i IP oddaliśmy pole, to jednak na rynku mobilnym rozdajemy karty.
Smartfonowej rewolucji dokonał już jednak Apple, a Ameryka ją dalej napędza, co z kolei zmusza tamtejszych operatorów do inwestycji w technologie, zapewniające efektywniejszą transmisję danych. AT&T już zapowiedziało pierwsze próby z LTE-Advanced na 2013 r. Sprzęt, jak wynika z analiz dell’Oro, wciąż dostarczają europejscy i amerykańsko-europejscy producenci, którzy jednak cienkoby przędli, gdyby nie zamówienia zza Oceanu. Paradoksalnie w Europie coraz bardziej rozpychają się azjatyccy dostawcy. Pierwszą polską sieć LTE buduje Huawei…