Dyskusja wokół cięcia składki do OFE z początku roku wyraźnie pokazała, że Polacy nie mają co liczyć w przyszłości na wysokie świadczenia z publicznego systemu emerytalnego. Ostatnie wyliczenia rządowe pokazały, że średnia emerytura może wynieść ok. 30 proc. ostatnich zarobków. Dlatego eksperci zaproszeni na debatę „Oszczędzanie na emeryturę: konieczność czy przywilej", która odbyła się w redakcji „Rz", zgodnie stwierdzili, że Polacy powinni sami się zatroszczyć o swoją przyszłość. Dziś tylko kilka procent z nich oszczędza regularnie.
Zdaniem prof. Tadeusza Szumlicza z SGH obecny system emerytalny z tzw. zdefiniowaną składką zakłada, że przyszła emerytura będzie zależała od wcześniej zapłaconych składek. – Zatem dobrowolnie powinniśmy ją podnosić ze względu na wydłużanie się okresu emerytalnego. Alternatywą jest znaczne wydłużenie wieku emerytalnego – mówił.
Ryszard Trepczyński, członek zarządu PZU, przekonywał, że Polacy w publicznym systemie nie mają żadnych oszczędności emerytalnych. – To są wyłącznie zapisy księgowe i wiara w to, że w przyszłości będą mogły być uregulowane. Trzeba uświadomić ludziom, jak funkcjonuje system emerytalny. Wtedy się okaże, że jesteśmy w stanie wygenerować oszczędności na to, by samodzielnie
zabezpieczyć przyszłość. Zmiana myślenia Polaków może się okazać kamieniem milowym. I wszyscy powinniśmy w to inwestować – uważa.
Ważne zachęty podatkowe?
Krzysztof Nowak, członek zarządu Merceru, mówił, że istnieją trzy powody, które decydują o tym, że firmy, myśląc o przyszłości pracowników, zakładają dla nich programy emerytalne. Są nimi: potrzeba, wzorzec (ktoś już to zrobił) oraz podatki.