Korespondencja z Brukseli
– Nigdy jeszcze ryzyko rozpadu Europy nie było tak duże – powiedział Nicolas Sarkozy w Marsylii, na kilka godzin przed rozpoczęciem szczytu UE w Brukseli. Na Brukselę patrzy cały świat. Do Europy przyjechał amerykański sekretarz skarbu Timothy Geithner. Najpierw w Paryżu, potem w Mediolanie apelował do Unii o walkę z kryzysem i obiecywał wsparcie. Ale tylko moralne, bo nikt nie zamierza dawać Europie pieniędzy na ratowanie bankrutów w strefie euro.
Czytaj więcej o dotychczasowych ustaleniach
Unijni przywódcy muszą znaleźć odpowiedzi na dwa pytania. Jak wzmocnić Unię politycznie, tak aby rynki uwierzyły, że projekt wspólnej waluty jest nieodwracalny, a kraje przywiązane do dyscypliny fiskalnej? To plan, który trzeba ustalić teraz, ale jego wykonanie może zająć lata. Drugi problem to wzmocnienie zapory przeciwogniowej, która powstrzyma rozprzestrzenianie się kryzysu. To wymaga pieniędzy z narodowych budżetów lub uruchomienia prasy drukarskiej w Europejskim Banku Centralnym.
Wspólny plan przedstawiły Francja i Niemcy. Chcą zmian w traktatach, które mają być zaakceptowane przez 27 państw, ale dotyczyć tylko strefy euro. Przewidują automatyczne nakładanie istniejących już w prawie unijnym sankcji finansowych za przekroczenie maksymalnych limitów deficytu budżetowego i długu publicznego. A także o wprowadzenie do narodowych konstytucji tzw. złotej reguły– obowiązku zrównoważenia budżetu w średnim terminie. I o prawo unijnych instytucji do ingerowania w proces tworzenia narodowych budżetów. Angela Merkel upiera się, by też znalazło się to w traktacie. – Nie możemy wierzyć słowom, bo nie zawsze ich dotrzymywaliśmy. Potrzebujemy zmian traktatowych i więcej odpowiedzialności dla Komisji – powiedziała Merkel.