- Wdrożenie działań ratunkowych w przypadku Hiszpanii nie ma sensu. Nie potrzebujemy pomocy i nie mamy żadnych planów, by o taką poprosić – powiedział podczas spotkania z dziennikarzami podczas wizyty w Warszawie Mariano Rajoy, premier Hiszpanii.
Równolegle zapewnił, że jego rząd robi wszystko, by zwalczyć problemy gospodarcze trapiące Hiszpanię.
- Żyjemy w czasach bardzo ważnych dla Europy i myślę, że skutki kryzysu ekonomicznego wymagają od nas wszystkich wspólnego wysiłku, aby ustalić podstawy nowej stabilności gospodarczej, aby odzyskać wzrost i nowe miejsca pracy – powiedział Rajoy. - Robimy to, ponieważ jesteśmy przekonani, że finanse publiczne i reformy strukturalne, które są podejmowane, są niezbędne dla odzyskania konkurencyjności i powrotu stałego i trwałego wzrostu – tłumaczył.
Tego samego dnia z Waszyngtonu popłynęły ciepłe słowa dla władz Hiszpanii. Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde pochwaliła Mariano Rajoya za jego „znaczne i chwalebne" reformy oszczędnościowe. Podobnie Bruksela co chwilę zapewnia, że nie obawia się o przyszłość Hiszpanii i sytuacja w kraju, choć ciężka, nie jest bez wyjścia i nie do rozwiązania.
Same słowa nie naprawią sytuacji. Rentowność hiszpańskich dziesięcioletnich obligacji poszybowała w ostatnim miesiącu w górę zbliżając się do poziomu 6 proc. Jeśli trend się utrzyma to Madryt znowu zbliży się do niebezpiecznej granicy 7 proc. Po jej przekroczeniu o międzynarodową pomoc poprosiła Grecja, a potem Irlandia i Portugalia. Przywódcy Unii Europejskiej nie widzą jednak powodów do obaw. Jak zapewnił rzecznik UE po wizycie w Madrycie, skok rentowności nie ma „nic wspólnego" z kondycją finansów Hiszpanii.