Według analityków, w tym roku fundusze rynku nieruchomości ogłoszą niewiele subskrypcji. Paweł Grząbka, szef firmy doradczej CEE Property Group spodziewa się co najwyżej 1-2 nowych zapisów. - Na razie jednak nawet nie zapadły żadne decyzje. Nie widać też wielkiego zainteresowania klientów indywidualnych inwestowaniem w tym segmencie z racji ogólnej wstrzemięźliwości inwestowania w fundusze – tłumaczy Paweł Grzabka.
Bez zapisów....
Ostatnie duże subskrypcje miały miejsce w latach 2007 - 2008. - Kilka subskrypcji obserwowaliśmy też w 2010 r., ale skala pozyskanych środków z rynku była bardzo nieznaczna - zauważa Łukasz Madej, szef ProDevelopment.
Mimo bessy na rynku nieruchomości, większość funduszy przeszła przez ostatnie, trudne lata bez większych strat, choć, z drugiej strony nie wypracowała również specjalnie zachęcających zysków. - Co więcej, są to inwestycje długoterminowe, niektóre nawet z 10 – 12 letnim horyzontem czasowym, który trudno zaakceptować inwestorom. W dodatku stopy zwrotu wyliczane są na podstawie wycen samych funduszy – inwestorzy boją się, że są to zbyt optymistyczne wyceny. Z tego powodu zainteresowanie tą formą lokowania kapitału nie jest duże. W efekcie niewiele instytucji myśli o tworzeniu nowych funduszy, czy emisji nowych certyfikatów – opowiada Piotr Suchodolski, przedstawiciel Wealth Solutions.
Łukasz Madej zauważa, że krótki okres boomu na rynku nieruchomości, trwający zaledwie trzy lata (2006 – 2008) to za mało, by wykształcić na polskim rynku „kulturę inwestycyjną".
Klienci, zdaniem Piotra Suchodolskiego, nie liczą na wysokie stopy zwrotu z tego typu funduszy, tym bardziej, że nie ma, jak dotąd, przykładów spektakularnych sukcesów. - Fundusze tego typu inwestują na rynku nieruchomości biurowych i handlowych, gdzie stopy zwrotu nie są wysokie, sięgając 7-10 proc. w skali roku. Ponadto, w tych sektorach działa bardzo wiele instytucjonalnych inwestorów, więc trudno o super okazje i fundusze nieruchomości zarządzające pieniędzmi drobnych inwestorów mają dużą konkurencję. TFI jest o tyle trudniej, że mają często określony czas trwania i uczestnicy rynku wiedzą, że po pewnym czasie fundusz będzie musiał pozbyć się zakupionych nieruchomości, a to utrudnia maksymalizację zysków – opowiada Piotr Suchodolski. Dodaje, że inny problem to różnica między wyceną księgową certyfikatów, a ich wyceną giełdową – ta druga jest często o kilkadziesiąt procent niższa. - Można to tłumaczyć, po części słusznie, niską płynnością ale z drugiej strony, inwestorzy po prostu nie wierzą w wycenę nieruchomości dokonywaną przez rzeczoznawców zaangażowanych przez TFI. Zakładają, że faktyczne ceny sprzedaży będą niższe – wyjaśnia Suchodolski.