Ochrona etykiety ma zasadnicze znaczenie dla wizerunku branży, rentowności i przyszłego wzrostu — twierdzą producenci luksusowych zegarków, a opracowania uniwersytetów z St. Gallen i Zurychu wskazują, że metka może dwukrotnie zwiększyć cenę takiego czasomierza.
Podobnie jednak jak z wieloma innymi wyrobami w świecie globalizacji, istnieje także szara strefa wokół zegarków szwajcarskich, a brak jasności wpływa na jakość i na przychody.
Kwestią tą zajmuje się projekt nowej ustawy, która ma uregulować oznakowanie żywności, usług i wyrobów przemysłowych. Politycy i grupy nacisku walczą o oznakowanie tak różnych wyrobów jak sery, scyzoryki i maszyny włókiennicze, więc szanse jej zatwierdzenia w tym roku maleją.
- Ustawa i debata nad nią przypominają potwora z Loss Ness. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek dojdzie do rozwiązania — stwierdził Richard Mille, którego superlekkie zegarki nosi tenisista Rafael Nadal.
W pierwszej dyskusji w parlamencie niższa izba argumentowała, że 60 proc. wartości wyrobu przemysłowego musi pochodzić ze Szwajcarii, aby cały można było zaopatrywać etykietą „Made in Switzerland", zgodnie z projektem proponowanym przez rząd. Izba wyższa uważała, że wypatrzy 50 proc. Jeśli nie dojdzie do kompromisu co do zawartości procentowej i niezliczonych innych kwestii, to w każdej izbie odbędą się następne dwie debaty w ciągu pół roku. Jeśli nie będzie porozumienia, ustawa przepadnie.