Blisko 40 lat temu setki tysięcy Portugalczyków opuszczało w panice domy w Angoli i Mozambiku, uciekając z pogrążonych w wojnie domowej, wybijających się na niepodległość kolonii. Teraz Portugalczycy chętnie tam wracają – głównie w poszukiwaniu pracy – dobra, o które teraz trudno w Portugalii. Headhunterzy w Lizbonie szukają wykwalifikowanych pracowników, którzy byliby skłonni za przyzwoitą pensję przyczynić się do unowcześniania szybko rozwijających się surowcowych gospodarek Angoli i Mozambiku. Liczba Portugalczyków żyjących w Angoli wzrosła z 21 tys. w 2003 r. do ponad 100 tys. w 2011 r. Ale zacieśnianie więzi gospodarczych odbywa się też w drugą stronę. Na giełdzie w Lizbonie są obecne spółki z Angoli warte około 1,5 mld euro, czyli jakieś 5 proc. kapitalizacji tego parkietu. Afrykańscy biznesmeni wykupują zaś udziały w portugalskich spółkach. Dla Portugalczyków, pionierów białej kolonizacji na Czarnym Lądzie, Afryka znowu jest kontynentem przyszłości.
Wzrost na południe od Sahary
To też kontynent, który coraz bardziej interesuje polskie spółki. Kulczyk Investments inwestuje m.in. w Nigerii, Gwinei Równikowej, Tanzanii i Tunezji (głównie w sektorze wydobywczym i rafineryjnym), ZCh Police zainwestowały w wydobycie fosforytów w Senegalu, Asseco przejmuje zaś dwie spółki w Etiopii. To jeszcze nie poziom inwestycji dokonywanych przez państwa Europy Zachodniej czy Chiny, ale polskie służby są coraz silniej obecne w Afryce.
Czy warto jednak tam się angażować? Afryka ma opinię kontynentu nędzy, zapóźnień cywilizacyjnych, AIDS, szamańskich zabobonów i plemiennych rzezi. Nie sposób negować, że te plagi silnie dotknęły Czarny Kontynent. Jest to jednak region, który przez ostatnie 10–20 lat mocno zmienił oblicze. I były to głównie zmiany na lepsze. Afryka stała się najszybciej rozwijającym się kontynentem.
Wzrost gospodarczy w Afryce wyniósł w 2012 r. 4,5 proc. , a według prognoz Afrykańskiego Banku Rozwoju (ADB) przez najbliższych kilka lat będzie wynosił średnio 5,5 proc. rocznie. Liczba państw zaliczanych do grupy krajów o średnim dochodzie wzrosła w zeszłym roku do 26 z 54. PKB na głowę (liczone według parytetu siły nabywczej) wyniesie w tym roku, według MFW, 18,1 tys. USD w Gabonie, 15,7 tys. USD w Botswanie i 15,4 tys. USD na Mauritiusie. To więcej niż w Brazylii (11,7 tys. USD), Indiach (3,8 tys. USD), Chinach (9,1 tys. USD) i prawie tyle co w Rosji (17,5 tys. USD). Oczywiście bogactwo jest tam bardzo nierówno rozłożone – największy PKB na głowę przypada w Gwinei Równikowej (265, tys. USD), naftowej potędze rządzonej po dyktatorsku, w której władza opływa w luksusy, a lud żyje w nędzy. Trzeba jednak przyznać, że sytuacja pod tym względem się poprawia. O ile dziesięć lat temu poniżej progu ubóstwa żyło 51 proc. mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej, to obecnie jest to 39 proc. Dynamiczny wzrost gospodarczy w regionie jest napędzany nie tylko przez wydobycie surowców czy też przez chińskie inwestycje infrastrukturalne. W 60 proc. odpowiedzialna jest za niego konsumpcja.
„Afrykański wzrost gospodarczy nie byłby możliwy bez dużej poprawy w zarządzaniu gospodarczym. Jego jakość poprawiła się w ostatnich latach w ponad dwóch trzecich krajów Afryki" – piszą analitycy Afrykańskiego Banku Rozwoju. Według ich wyliczeń przez ostatnich siedem lat koszty rozpoczęcia działalności gospodarczej w Afryce spadły o dwie trzecie, a czas potrzebny na założenie spółki zmniejszył się dwukrotnie. Inwestycje zagraniczne zwiększyły się zaś pięciokrotnie od 2000 r.