Debatę o przystąpieniu Polski do strefy euro potrafią rozmyć argumenty emocjonalne lub co gorsza niezgodne z faktami. I choć politycy lubią straszyć nieprawdziwymi zagrożeniami, to dyskusja o euro powinna być intelektualną analizą opartą o bezstronną wiedzę oraz umiejętność wyciągania wniosków z przeciwstawnych argumentów.
Merytoryczna debata nad wprowadzeniem euro w Polsce powinna zaczynać się od poczynienia całkiem prostej obserwacji: kryzys podzielił strefę euro na dwie grupy krajów. Pierwsza z nich zdołała utrzymać się na ścieżce wzrostu, a zaliczają się do niej m. in. Niemcy, Austria. Drugą grupę krajów reprezentują m. in. Grecja, Irlandia, Włochy, Portugalia i Hiszpania (tzw. PIIGS), dotknięte recesją, bezrobociem i spadkiem konkurencyjności. Jak to się stało, że między tymi dwoma grupami występują tak znaczące różnice? Przyczyna w głównej mierze tkwi w dyscyplinie (lub jej braku) poszczególnych członków strefy. Odpowiedzialność za to ponoszą politycy, którzy w swych szumnych propozycjach rozmijali się z faktami zachęcając także do podejmowania nadmiernego ryzyka. Niskie stopy procentowe oznaczały dostęp do tanich kredytów, a więc umożliwiały politykom odsuwanie niezbędnych reform w czasie. W ówczesnej konstrukcji strefy opuszczenie jej przez którykolwiek z krajów członkowskich (lub jego bankructwo) wydawało się nierealne i dlatego pożyczkodawcy ufali rządom wszystkich członków strefy równie mocno. Wielka konsumpcyjna i/lub spekulacyjna bańka pękła, kiedy dopływ pieniędzy się skończył, a wydatki pozostały.
Zatem istotą pytania postawionego w temacie nie jest to czy powinniśmy wchodzić do strefy czy nie, tylko do której grupy krajów chcielibyśmy należeć. Wybór odpowiedzialnej drogi oznacza konieczność przeprowadzenia reform sprzyjających wzrostowi produktywności, elastyczności rynków pracy i produktu oraz prywatnym inwestycjom, czyli tego, co i tak jest Polsce potrzebne, ponieważ zagraża jej długofalowe spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego. Zatem dyskusja o euro to dyskusja o reformach.
Jakie korzyści może odnieść Polska, jeśli przystąpi do strefy euro? Przede wszystkim obniżą się koszty transakcyjne, które według przedsiębiorców hamują zagraniczną ekspansję. Inaczej mówiąc, eliminacja ryzyka kursowego będzie przyczyniać się do wzrostu liczby międzynarodowych transakcji. Pogłębienie otwartości granic umożliwi lepsze wykorzystywanie korzyści komparatywnych (zdolności do produkowania wyrobu po niższej cenie, niż jest to w stanie zrobić konkurent), co dodatnio wpłynie na poziom wymiany handlowej w Polsce. Jako członek strefy euro przyjmiemy politykę monetarną Europejskiego Banku Centralnego, co w praktyce oznacza, że inwestorzy będą postrzegać Polskę jako bardziej wiarygodną- będziemy mogli liczyć na tańsze kredyty, co pozwoli na obniżenie kosztu obsługi długu publicznego. Przewiduje się także szybszą integrację polskich rynków finansowych z zachodnimi, co jest oceniane jako zjawisko korzystne dla gospodarki.
Jednym z głównych zagrożeń dla Polski po przystąpieniu do strefy jest przede wszystkim fakt, iż przyjmując politykę monetarną EBC utracimy możliwość dewaluacji waluty, co w krótkim okresie pozwala na przywrócenie konkurencyjności kraju. Należy jednak pamiętać, że jest to instrument krótkookresowy i nominalny, przy pomocy którego nie można trwale zmienić zmiennych realnych.