Kiedy jesienią 2008 roku świat dowiedział się o upadku amerykańskiego banku Lehman Brothers, wartość wskaźnika WIG20 wynosiła 2457 pkt. Po tej informacji giełdowa bessa przybrała na sile i w zaledwie kilka miesięcy ceny akcji spadły średnio prawie o 43 proc. We wtorek po prawie rocznej wspinaczce indeksów w górę znów znaleźliśmy się na poziomie sprzed upadku banku.
We wtorek WIG20 po wzroście o 0,72 proc. wyniósł 2462 pkt. Jednak tylko kursy siedmiu największych spółek są wyżej niż we wrześniu 2008 r. Liderem jest KGHM, który od tamtego czasu zyskał ponad 60 proc. W skali całej giełdy wycena przeszło 60 proc. firm wciąż znajduje się poniżej notowań sprzed upadku Lehman Brothers.
Cała GPW należy do maruderów, jeśli chodzi o odrabianie strat. Większość giełd z rynków wschodzących już dawno jest wyżej, niż w momencie upadku amerykańskiego banku. Na przykład indeks giełdy tureckiej ma zaledwie 5 proc. do pokonania szczytu hossy wyznaczonej w 2007 roku. Dlatego analitycy ankietowani przez "Rz" oczekują, że to nie koniec styczniowych zwyżek GPW.
Średnia dziesięciu prognoz mówi o tym, że WIG20 dojdzie w połowie miesiąca do poziomu 2600 pkt.
– Impulsem do zwyżek jest nie polski, ale światowy tzw. efekt stycznia, który determinuje zakup akcji przez zagranicznych inwestorów – ocenia Marcin Materna, szef analityków DM Millennium. – Zwyżki mogą się utrzymać do połowy miesiąca, po nich nastąpi pierwsza z serii trzech korekt przewidzianych przez nas na ten rok – twierdzi Paweł Burzyński, strateg rynku akcji DM BZ WBK. Jednak jego zdaniem cały pierwszy kwartał będzie pozytywny dla inwestorów. Optymistów jest więcej. – Pierwsza połowa roku powinna być dobra dla warszawskiej giełdy, podobnie jak dla innych europejskich rynków wschodzących – twierdzi Marc Robinson, strateg rynków akcji w londyńskim UniCredit CAIB.