Wypowiedzi ministra skarbu Aleksandra Grada sugerujące, że resort może w tym roku sprzedać 20, a nie – jak wcześniej mówiono – 10 proc. akcji Polskiej Grupy Energetycznej, nie pomogły notowaniom spółki. Mimo lekkich zwyżek, które miały miejsce w ostatnich dniach, kurs akcji PGE zakończył wczorajszą sesję na poziomie 23,6 zł. To tylko 2,6 proc. powyżej ceny emisyjnej z początku listopada. Co więcej, zdaniem analityków poziom 23 zł nie musi koniecznie stanowić wsparcia, gdyby ze strony rynku pojawiła się presja na dalsze spadki kursu.
Akcje PGE najwyżej wyceniane były przez rynek wkrótce po debiucie. Płacono wtedy 26,38 za walor. Skąd wzięły się późniejsze przeceny? Wynikały m.in. z potrzeby szybkiego zrealizowania zysków przez indywidualnych inwestorów, którzy kupując akcje używali lewarów. Później notowaniom nie sprzyjała również koniunktura na całym rynku.
A obecnie? – Jedną z potencjalnych przyczyn może być to, że akcji PGE ze swoich portfeli pozbywają się inwestorzy, którzy oczekują zwyżek na GPW. Przy rosnącym rynku mogą preferować inne spółki – wyjaśnia Roland Paszkiewicz, szef biura analiz CDM Pekao. Inwestowanie w papiery PGE daje szanse na stabilne zyski w dłuższym okresie, ale nie stwarza zbyt dużych możliwości spekulacji.
Ministerstwo Skarbu Państwa, które kontroluje obecnie 85 proc. akcji PGE, chce sprzedać w tym roku część swoich walorów, aby zasilić państwową kasę wpływami z prywatyzacji. Obecnie rynkowa wycena grupy to prawie 41 mld zł. Zatem, przynajmniej teoretycznie, Skarb Państwa ze sprzedaży 20 proc. papierów mógłby dostać ponad 8 mld zł. Jak jednak wynika z wypowiedzi analityków, sprawa nie jest wcale taka oczywista.
– Należy przypuszczać, że kiedy Skarb Państwa będzie sprzedawać swoje akcje PGE, krajowe fundusze mogą oczekiwać kilkuprocentowego dyskonta. To praktyka rynkowa, która miała miejsce na przykład niedawno w przypadku KGHM – mówi Paweł Puchalski, analityk z DM BZ WBK.