Dziś Ministerstwo Finansów poda wartość obligacji, które będzie chciało sprzedać na środowym przetargu. A przez problemy z finansami publicznymi w Portugalii, Hiszpanii i Grecji inwestorzy nie są tak skorzy do lokowania swoich funduszy w papiery skarbowe także w innych krajach Unii Europejskiej.
W ubiegłym tygodniu niepowodzeniem zakończyła się aukcja portugalskich bonów. Po tym jak średnia rentowność papierów, której żądali inwestorzy, skoczyła o 49 proc. w porównaniu z aukcją styczniową, rządowa agencja prowadząca przetarg ograniczyła ofertę. Zamiast 500 mln euro sprzedała papiery za 300 mln euro. Po informacji o wzroście deficytu finansów publicznych powyżej 9 proc. PKB koszt ubezpieczenia portugalskiego długu wzrósł do rekordowego poziomu. W przypadku pięcioletnich obligacji o wartości 10 mln euro sięga już 230 tys. euro. Dla papierów greckich to 430 tys., a w przypadku polskich 175 tys.
Przez kłopoty Portugalii ucierpiały też polskie obligacje, których ceny rosły od grudnia. W ostatnim tygodniu ich rentowność wzrosła o 20 pkt bazowych. Ale według analityków znaczący popyt na ostatnich aukcjach sugeruje, że rentowność nie wzrośnie dramatycznie, choć koszt finansowania polskiego długu będzie i tak wyższy niż w ostatnich tygodniach.
Cenom obligacji nie pomógł nawet przeciek z resortu finansów sugerujący, że tegoroczne potrzeby pożyczkowe budżetu netto wyniosą około 57 mld zł zamiast planowanych 82 mld zł. Teoretycznie ograniczenie skali emisji powinno obniżyć rentowność. Ekonomiści Raiffeisen Banku Polska zauważają jednak, że inwestorzy już wcześniej uwzględnili tę możliwość.
– Nasz rynek będzie podążał w stronę, w którą idzie rynek globalny. Ale zwyżki rentowności powinny być mniejsze niż na innych rynkach – mówi Marek Kaczor, diler rynku długu w PKO BP. – Nie ma co porównywać dzisiejszej sytuacji z tym, co działo się w szczycie kryzysu. Rok temu wydawało się, że nie ma bezpiecznej przystani, a jeżeli już, to są to krótkie papiery amerykańskie – dodaje.