RZ: Specjalizuje się pan w handlu meblami w modnym stylu art deco, jak wygląda rynek?
Dominik Kudelski: Popyt jest wyższy niż podaż. Jeśli chodzi o meble dobrej klasy, to w ciągu ostatnich dwóch lat wzrósł on o ok. 100 proc. Meble, o których mówimy, drożeją. Mniej więcej w ok. 50 proc. pochodzą one z importu. Są tak bardzo poszukiwane, że wybitnej klasy bufet art deco może kosztować tyle, co dobrej klasy szafa barokowa (60 – 100 tys zł). Meble art deco dobrze pasują do powstających ostatnio wnętrz rezydencjonalnych i apartamentów w stylu minimalistycznym. Większość klientów kupuje pojedyncze okazy z myślą o dekoracji, mają one tworzyć nastrój, podkreślać charakter wnętrza. Tacy klienci cenią przede wszystkim urodę mebla, kierują się pierwszym wrażeniem. Kolekcjonerzy cenią unikatowość, sygnaturę projektanta lub warsztatu, udokumentowane pochodzenie, zainteresowani są całymi garniturami mebli.Kupuję meble w Europie, głównie w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Francji, rzadziej na Słowacji. Coraz trudniej je tam zdobyć. Właściciele mniej chętnie pozbywają się ich. Aktualne ceny na rynku nie spełniają ich oczekiwań.
Wyobraźmy sobie dwie porównywalne komody. W przypadku pierwszej znamy projektanta i warsztat, a druga jest anonimowa. Jaka będzie różnica w cenie?
Gdy mówimy o meblach średniej klasy, to egzemplarz sygnowany będzie droższy o ok. 50 procent od takiego, którego autorstwa i pochodzenia nie znamy. Natomiast, gdy mamy do czynienia z meblami najwyższej muzealnej klasy, wtedy cena sygnowanego mebla może być nawet o 100 procent wyższa. Muzealnej klasy meble kupowane są w Polsce pod kątem lokaty kapitału.
Przywykliśmy raczej do tego, że z przedmiotów o wartości artystycznej na inwestycję kupuje się przede wszystkim obrazy lub biżuterię. Czy w przypadku zakupu na lokatę meble nadal spełniają funkcję użytkową?