Sytuacja na giełdach w krajach rozwijających się jest obecnie bardzo podobna do tej, z którą inwestorzy mieli do czynienia w październiku, gdy większość światowych indeksów biła rekordy.
Inwestorzy liczą na obniżki stóp procentowych przez Fed, ale jednocześnie są przekonani, że w Stanach Zjednoczonych nie dojdzie do recesji. Awersja do ryzyka zatem maleje, a coraz więcej pieniędzy jest inwestowanych w akcje, szczególnie na rynkach wschodzących. Brazylijski indeks Bovespa pobił kolejny rekord, zyskując w ciągu tygodnia 4,2 proc. Zaledwie 1 proc. od historycznego szczytu jest rosyjski RTS, który w ostatnich pięciu dniach skoczył o 3 proc.
Nieco dalej od rekordów są indeksy w Europie Środkowej. WIG20 zyskał w ciągu tygodnia aż 4 proc., ale do szczytu brakuje mu jeszcze ponad 6 proc. W podobnej sytuacji są PX w Pradze, BUX w Budapeszcie czy BET w Bukareszcie. Czy uda im się pobić rekordy?
Jeżeli szukać analogii w sytuacji z października, jest to prawdopodobne. Wtedy również najpierw najlepiej wypadały indeksy na największych i najbardziej płynnych rynkach – w Rosji, Chinach czy Brazylii – a dopiero później reagowały giełdy w innych regionach świata.
Dobrej atmosferze sprzyja wyraźny wzrost skłonności inwestorów indywidualnych do lokowania pieniędzy na rynkach wschodzących. Na całym świecie do tzw. funduszy emerging markets wpłynęła w ciągu siedmiu dni do środy 28 listopada rekordowa suma 5,8 mld dolarów. W październiku również było widać podobną tendencję.