Na świecie trwa odwrót od dolara i masowa pogoń za złotem i ropą. A na horyzoncie nie widać nadziei na poprawę nastrojów. – Naprawdę nie ma żadnej pozytywnej wiadomości, która mogłaby dotyczyć amerykańskiego rynku – mówi agencji Dow Jones James Hughes, analityk Domu Maklerskiego CMC.

WIG20 stracił w czwartek 3,2 proc., co było najgorszym wynikiem od miesiąca. Podczas czwartkowej sesji wartość handlu akcjami był najniższa od grudnia 2006 r. i nie przekroczyła miliarda złotych. Do spadków doszło również w Europie Zachodniej, np. londyński FTSE 100 spadł o 1,5 proc. Tracił także dolar. W czwartek kurs euro do dolara pobił kolejne rekordy. Za europejską walutę trzeba było płacić niemal 1,56 dol. Ceny ropy sięgnęły w Nowym Jorku 111 dol. za baryłkę, a złoto po raz pierwszy w historii kosztowało 1 tys. dol. za uncję. Inwestorzy kupują surowce, aby zabezpieczyć się przed inflacją. Z drugiej strony ten popyt na surowce napędza inflację.

W świecie instytucji finansowych również pojawiają się same złe informacje. W środę późnym wieczorem znany fundusz Carlyle Capital, inwestujący w obligacje, ogłosił, że nie jest w stanie spłacić zobowiązań wobec banków. W czwartek bank JP Morgan podał, że do tej pory na światło dzienne wyszła dopiero połowa strat, jakie amerykańskie banki poniosły na złych inwestycjach w rynek kredytowy.

Ale na giełdach fala spadków podobna do tej ze stycznia nie nadchodzi. – Trzeba pamiętać, że nawet w okresach bessy spadki nie mają charakteru ciągłego i są przeplatane falami wzrostowymi, często bardzo gwałtownymi. W przyszłym tygodniu Fed znowu ma obniżyć stopy procentowe, a ponieważ indeksy spadają już szósty miesiąc bez większej przerwy, szanse na zapoczątkowanie dłuższego i silniejszego odreagowania wydają się spore – mówi Marek Juraś, szef działu analiz w DM BZ WBK.