Rz: Kiedy zaczął pan zbierać fotografię artystyczną?
Cezary Pieczyński:
Moja przygoda kolekcjonerska zaczęła się pięć lat temu, kiedy poznałem twórczość Bronisława Schlabsa. Potem zainteresowałem się dorobkiem m.in. Zdzisława Beksińskiego, Zbigniewa Dłubaka, Marka Piaseckiego, Fortunaty Obrąpalskiej. Interesuje mnie przede wszystkim fotografia abstrakcyjna, wykreowana przez artystę. Fotografią z lat 40. i 60. XX wieku zainteresowałem się wtedy, kiedy odkryłem w niej te same wątki, jakie istnieją w malarstwie i rzeźbie z tych czasów. Gdyby wymienieni artyści urodzili się np. w Niemczech lub we Francji, mieliby renomę międzynarodową.
Mam ok. 50 prac Schlabsa. Dziś osiągają one ceny aukcyjne ok. 2,5 – 3 tys. zł za odbitkę z epoki. Kiedy je kupowałem, były co najmniej o połowę tańsze. Mam ponad 30 fotografii Beksińskiego z końca lat 50., a więc najbardziej reprezentatywne jego dzieła. Sprzedawane są na aukcjach po 5 – 6 tys. zł. To nadal są niskie ceny jak na artystę, który zdobył wysoką renomę jako malarz i gdy weźmiemy pod uwagę, że w większości są to odbitki unikatowe.
Na świecie Beksiński zostanie jeszcze odkryty i doceniony jako pionier fotografii tzw. subiektywnej. To będzie miało wpływ na wzrost cen. Fotografie Beksińskiego bardzo rzadko pojawiają się na aukcjach, w ostatnich dwóch latach było bodaj sześć odbitek.