W wakacje 2008 r., gdy euro kosztowało tylko 3,2 zł, ceny w Polsce nie były konkurencyjne dla naszych sąsiadów. Ale dziś, gdy za jedno euro obcokrajowcy dostają prawie 5 zł, do Polski na zakupy przyjeżdża coraz więcej Niemców, Słowaków czy nawet Litwinów. Bo im także, dzięki powiązaniu lita z euro, opłaca się kupować za granicą.
– Słowacy przyjęli kurs wymiany korony na euro w momencie, kiedy ich narodowa waluta była najmocniejsza. To tak, jakbyśmy w lipcu ubiegłego roku zdecydowali, że wymieniamy złotego na euro po kursie 3,20 zł – mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao.
Podobnie jest z Litwinami, którzy mają na sztywno ustalony kurs swojej waluty – lita – do euro. Mocne w stosunku do złotego euro jest więc korzystne dla osób przyjeżdżających do Polski na zakupy.
Trudno jednak o rzetelne dane na temat przygranicznego handlu. Zarówno Główny Urząd Statystyczny, jak i Narodowy Bank Polski tylko je oszacowują. Do końca 2003 roku polski bank centralny publikował dane o obrotach niesklasyfikowanych, w których pewną część zajmowały szacunki dotyczące handlu przygranicznego. Obecnie jednak NBP włącza ten szacunek do danych o eksporcie, ale ostatnie dane, jakimi dysponuje, pochodzą z grudnia 2008 roku, a więc jeszcze sprzed wejścia Słowacji do strefy euro. To także dane sprzed gwałtownego osłabienia złotego, które zwiększyło dla Litwinów atrakcyjność zakupów w Polsce.
– Bardzo trudno obecnie oszacować, jaką część w eksporcie stanowi handel przygraniczny – przyznaje Józef Sobota, dyrektor Departamentu Statystyki w NBP. Zaraz jednak dodaje, że wpływ tego zjawiska na bilans handlowy będzie raczej marginalny.