Lęk przed wielkim i długotrwałym kryzysem sprawił, że wszyscy poszukują cudownego lekarstwa. Chęć jego znalezienia jest tak wielka, że zapominamy o dość oczywistych prawdach. Po pierwsze panaceum nie istnieje, a po drugie każdy lek, nawet jeśli trochę pomaga, ma skutki uboczne, które mogą się okazać szkodliwe. Dlatego staramy się zaczarować rzeczywistość, wymyślając eleganckie nazwy dla takiego postępowania, które nazwane po imieniu mogłoby w niemiły sposób przypominać o istniejącym ryzyku.

Eleganckim określeniem, ostatnio bardzo popularnym, jest quantitative easing. Już w wersji angielskiej jest to eufemizm zastępujący zwrot, który w języku ekonomicznym jest od lat zakazany. Tłumaczenie na język polski: ilościowe dostosowanie, jest eufemizmem do kwadratu. Oznacza, że władze monetarne nie robią nic złego. Po prostu ilość pieniądza w gospodarce jest niewłaściwa, więc dostosowuje się ją do potrzeb. Brzmi to jak opis technicznej czynności podobnej do dostrojenia skrzeczącego radia czy dopasowania szybkości samochodu do warunków jazdy.

Tyle tylko, że to nie jest czynność techniczna. Owo dopasowywanie odbywa się tylko w jedną stronę – zwiększany jest obieg pieniężny. Sprowadza się to do drukowania pieniędzy na potrzeby wydatków rządowych. Pytanie o to, jakie będą długookresowe konsekwencje owego drukowania, jest uważane za niegrzeczne; w kulturalnym towarzystwie nie wypada go zadawać.

Dlatego dobrze, że czasem trafiają się ludzie niekulturalni, tacy jak Peter Schiff, którzy przypominają o niepopularnych sprawach.

Na przykład o tym, że amerykański rząd i Fed już obiecały wydanie, pożyczenie lub zagwarantowanie kwoty wynoszącej 12,8 bln dolarów, czyli stanowiącej 90 proc. PKB Stanów Zjednoczonych. Wspomniane instytucje oczywiście nie mają takich pieniędzy i będą musiały „ilościowo je dostosować”, co rodzi obawy Schiffa o przyszłość dolara i wypłacalność USA. Obawy są uzasadnione. Bo choć trudno wyobrazić sobie świat bez waluty amerykańskiej, równie trudno wyobrazić sobie, że Chiny i arabskie kraje naftowe będą do końca świata akceptować to, że banknotów dolarowych jest coraz więcej i więcej.