O dwóch takich, co ukradli Formułę

Po kilku szantażach, niezliczonych wojnach na słowa i jednym seksskandalu stało się: Max Mosley, władca wyścigów, zgodził się ustąpić, zanim Formuła 1 roztrzaska się o jego ego. Odejdzie, by wierny druh Bernie Ecclestone ocalał, ale i Bernie będzie musiał w końcu ugiąć kark

Aktualizacja: 26.06.2009 06:04 Publikacja: 26.06.2009 02:20

Bernie Ecclestone

Bernie Ecclestone

Foto: AP

Od blisko 40 lat byli nierozłączni w pogoni za władzą, fortuną i przyjemnościami. Przyjaciele i sojusznicy, odporni na wszystko z wyjątkiem pokusy. Bohaterowie „Max & Bernie show”: opowieści o mocno już dziś posiwiałych panach, rozkazujących na torach wyścigowych jak na folwarku. O prawniku i biznesmenie, którzy F1 zamienili w potęgę i napełnili jej skarbce, a teraz doprowadzili ją na skraj przepaści. O ich rządach nazywanych zbrodnią bez ofiar, bo choć bezlitośni i kapryśni, dawali świetnie zarabiać wszystkim. W zamian żądali posłuszeństwa i pohamowania ciekawości.

Formuła 1, najnowocześniejszy i najdroższy sport, przez lata rozwijała się w rytmie tego, co dwaj Anglicy ustalili w cztery oczy. Skłócali wrogów, oczarowywali popleczników, strzegli swoich sekretów. Łatwiej było wyprzedzić na torze Michaela Schumachera, niż uszczknąć coś z ich potęgi. Max Rufus Mosley, ekscentryk w skórze arystokraty, przez cztery kadencje trzymał władzę w Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA), organizacji dającej Formule 1 przepisy i pilnującej ich przestrzegania. Bernard Charles Ecclestone, miliarder z obsesją porządku i słabością do kobiet wyższych od niego o głowę, trzymał kasę. Połowa zysków z praw telewizyjnych i marketingowych do F1 trafia na konta jego oraz funduszu CVC, w imieniu którego zarządza wyścigowym cyrkiem.

Obaj byli kierowcami bolidów, ale bez sukcesów. Obaj mieli swoje zespoły w F1 – z sukcesami. Max to potomek „tych Mosleyów”: Diany i Oswalda, pary arystokratów-faszystów, przyjaciół Hitlera i generalissimusa Franco. Bernie jest synem kapitana trawlerów, byłym handlarzem używanymi samochodami i częściami do motorów. Pierwszy dobiega siedemdziesiątki, drugi osiemdziesiątki. Mosley, zawsze napięty jak struna, urodził się w garniturze. Ecclestone – w białej koszuli i okularach na pół twarzy. Złośliwi nazywają ich dwusuwem. W wielu miejscach strzeliły przedwczoraj korki szampanów na wieść, że ten rupieć wreszcie stracił przyczepność i wypada z toru.

[srodtytul]Zgoda w Paryżu[/srodtytul]

Na razie wypada tylko Max. W czwartek ogłosił w paryskiej siedzibie FIA przy placu Zgody, że po

16 latach prezesowania nie będzie się ubiegał o kolejną kadencję w tegorocznych wyborach. Inną decyzję zapowiadał w ostatnich dniach, inną podjął, ale ogłaszał ją spokojnym tonem, a nawet przedstawił jako kolejny osobisty sukces. Wojna skończona, pokój wraca do Formuły 1, więc ja już mogę odejść itd.

Tak naprawdę jest odwrotnie: pokój wraca, bo on odchodzi. Stanowisko opuści w październiku, ale już teraz stanie się prezesem bezwolnym, który ma się więcej nie dotykać Formuły 1. W zamian wrogowie, którzy zażądali jego posady jako okupu, pozwolą, by został pożegnany z godnością. Niewykluczone, że wróci jeszcze do ich świata w innej roli, więc lepiej nie palić ostatnich mostów.

Jeden z wrogów siedział obok Mosleya w chwili ogłaszania przez niego decyzji o odejściu. Luca di Montezemolo to szef Ferrari, największej legendy F1, ale przede wszystkim lider FOTA, czyli organizacji utworzonej przez najważniejsze zespoły, by walczyć o większą władzę nad F1 oraz zyski. FOTA miała za sobą wielkie koncerny samochodowe, najlepszych kierowców i kibiców. Na najczęściej publikowanym zdjęciu z ostatniego Grand Prix w Silverstone nie ma bolidów ani zwycięzcy wyścigu. Jest dwóch widzów rozwijających na trybunach transparent z napisem po angielsku: „FOTA rządzi. Max & Bernie wynocha!”.

Właśnie w Silverstone, miejscu, gdzie 59 lat temu zaczęła się Formuła 1, osiem zespołów z FOTA ogłosiło tydzień temu, że to już jest koniec. Mają dość dyktatu, niekonsekwencji FIA, pychy Mosleya, nieumiarkowania Ecclestone’a i wszystkich innych grzechów F1. Będą tworzyli własną serię wyścigów. Pozwolili nawet, by wyciekł do mediów jej kalendarz startów. Historia Formuły 1 jest pisana szantażami i blefami, ale tak ostro już dawno nikt nie licytował.

[srodtytul]Czas lunatyków[/srodtytul]

Oficjalnie poszło o planowane przez FIA od przyszłego sezonu ograniczenie budżetu zespołów do 45 mln euro rocznie. Czyli do jednej szóstej tego, ile dziś wydają najbardziej rozrzutne teamy. Projekt może radykalny, ale w czasach kryzysu niegłupi. Problem w tym, że forsował go Mosley i wprowadzał w życie tak, jakby chciał zrazić do siebie ostatnich sojuszników. Byle szybciej, byle jego było na wierzchu, byle nadepnąć na jak najwięcej odcisków. Dał niewiele czasu na zastanowienie, o żadnych odstępstwach nie chciał słyszeć, niepokornych straszył sądem. Im silniejszy opór napotykał, tym większą furią próbował go złamać. Trzykrotnego mistrza świata sir Jackiego Stewarta, krytykującego go od dawna, nazwał certyfikowanym durniem. O ludziach z FOTA mówił: pomyleńcy. O teamie Ferrari – że F1 poradzi sobie bez niego.

Nie docenił pomyleńców. Myślał, że jak zwykle pokłócą się o pieniądze i drobiazgi, a on będzie ich arbitrem. Ale czasy się zmieniły. Rywale uderzyli tam, gdzie najłatwiej było wbić klin między niego a Ecclestone’a.

Bernie podczas nocnej narady przed paryskim posiedzeniem FIA przekonał przyjaciela, by ustąpił dla dobra wszystkich. Ale najpierw Berniego przekonali jego mocodawcy z CVC. Trzy lata temu Ecclestone razem z konsorcjum banków sprzedali temu funduszowi inwestycyjnemu udziały w Formule 1, podobno za 2,5 mld funtów. Połowa tej sumy została wzięta na kredyt spłacany z zysków z F1. Bernie, wciąż władca Formuły, ale już jako człowiek wynajęty, musi dbać o te spłaty. Secesja FOTA oznaczałaby, że zostanie z wyścigami, których nikt nie chce oglądać ani za nie płacić.

W Paryżu ugasił pożar na trzy lata: zapewnił sobie starty najlepszych zespołów do 2012 roku w zamian za obietnice: odejścia Mosleya, pozostawienia przepisów na sezon 2010 bez zmian i takiej renegocjacji umów, by zespoły miały większy udział w zyskach. Buntownicy obiecali w zamian, że postarają się obciąć swoje wydatki tak, by w przyszłości nie przekraczać 100 mln euro na sezon.

Druga wielka wojna o F1 dobiegła końca. W pierwszej, sprzed blisko 30 lat, Bernie i Max stali tam, gdzie teraz stał Montezemolo. Ecclestone, właściciel teamu Brabham, przewodził buntowi zespołów, a Mosley, były szef stajni March, był jego doradcą prawnym w walce z FISA, organizacją, która dziś jest częścią FIA. Zagrozili odejściem, zorganizowali własne rozłamowe Grand Prix w RPA, żeby pokazać, co potrafią. I wygrali. FISA zostawiła dla siebie stanowienie przepisów, a im oddała realną władzę, pieniądze i coś, czego sama nie potrafiła wykorzystać: prawa telewizyjne do wyścigów. Chmurę, z której wkrótce zacznie padać złoty deszcz.

Ecclestone wiedział, jak ten deszcz wywołać. W umowach z każdą stacją, która chciała transmitować Grand Prix swojego kraju, zaczął wpisywać obowiązek pokazywania nie tylko tego wyścigu, ale wszystkich z kalendarza. W padoku Formuły, targowisku próżności, zaprowadził pruski dryl. Koniec z bałaganem i beztroską. Samochody i ciężarówki kazał parkować na wyznaczonych miejscach, co do centymetra, a potem pucować tak, żeby mógł się w nich przejrzeć. Plan zajęć wytyczył co do sekundy, pod telewizyjne ramówki. Stworzył system, przez który nawet pół funta nie prześlizgnęło się bez jego wiedzy i prowizji.

[wyimek]Max Rufus Mosley (69 lat) +ustępujący szef Międzynarodowej Federacji Samochodowej. prawnik i fizyk po Oxfordzie[/wyimek]

Mosley wylał fundamenty pod to imperium i na kilka lat przeskoczył do brytyjskiej polityki. Wrócił do padoku w połowie lat 80., ale już w innej roli. Ecclestone uznał, że to będzie idealny kandydat na jego człowieka we władzach FIA. Mosley najpierw został działaczem FISA, potem jej szefem, a w 1993 r. szefem całej FIA. Podpisującym z Ecclestonem coraz korzystniejsze umowy, zmieniającym przepisy jak mu było wygodnie. Stworzyli pancerny duet, którego nie potrafił skruszyć nawet komisarz UE do spraw konkurencji.

[srodtytul]Przeszłość w kratkę[/srodtytul]

Przez blisko 40 lat przyjaźni zawiązanej na torze przeprowadzili Formułę 1 od czasów, gdy jej zawodnicy objeżdżali w weekendy inne serie, bo z jednej by się nie utrzymali, do dzisiejszych, z milionowymi pensjami. Od bolidów, w których ich koledzy kierowcy ginęli na torach co kilka miesięcy, do obecnych cudów techniki, w których można przeżyć zderzenie ze ścianą. Bezpieczeństwo to konik Mosleya. Nawet jego najwięksi wrogowie przyznają, że tutaj zwykle się nie mylił. W wielu innych sprawach – również.

[wyimek]Bernard Charles Ecclestone (79 lat) + szef firmy Formula One Management. Uczynił Formułę 1 sportem globalnym, a ona jego – miliarderem[/wyimek]

On z wiarą w swoją nieomylność od dawna nie miał problemów. Był przekonany, że przetrwa każdą burzę. Nawet tak silną jak ta sprzed roku, gdy tabloid „News of the World” pokazał zdjęcia i film z sadomasochistycznej orgii Mosleya z prostytutkami. Widać na nich, jak Max, od pół wieku mąż Jean, z którą miał dwóch synów, bije i jest bity przez dziewczyny przebrane za więźniarki obozu i strażniczki, krzyczy coś do nich po niemiecku. On, syn Diany, ozdoby przedwojennych salonów, i najbardziej znienawidzonej Angielki czasów drugiej wojny. Syn Oswalda, szefa Brytyjskiej Unii Faszystów, który wzywał Wielką Brytanię do ugody z Hitlerem. Dziecko pary, która ślub w 1936 roku brała w apartamentach Goebbelsa, a od Führera, gościa honorowego, dostała w prezencie jego zdjęcie, oprawione w ramkę z gapą.

Max, „człowiek z przeszłością w kratkę”, jak go nazwał „Guardian”, robiąc aluzję do flagi w szachownicę, którą macha się na mecie wyścigu, zrobił w życiu wiele, by się od wyborów rodziców odciąć, ale stare demony go dogoniły. Wygrał wprawdzie proces z „News of the World”, sędzia uznał, że dorośli mogą w swoich domach robić, co im się podoba, a nazistowskie akcenty orgii nie były tak ewidentne, jak twierdziła gazeta. Ale jego wizerunek bardzo ucierpiał, Mosley stał się na pewien czas na torach persona non grata. Ówczesną próbę zrzucenia go ze stanowiska w FIA jeszcze przetrwał, ale z twierdzy nie do zdobycia runęły pierwsze cegły i potem już poszło szybko.

Dwaj towarzysze z padoku odkrywają teraz, że budując potęgę na torze, zostawili życie prywatne w zgliszczach. Ecclestone rozwiódł się na początku 2009 roku z żoną, młodszą od niego o 28 lat byłą chorwacką modelką Slavicą. Półtora miesiąca temu starszy syn Mosleya Alexander został znaleziony martwy. Miał depresję, przedawkował narkotyki. Podobno jeszcze przed jego śmiercią Mosley postanowił, że koniec z dotychczasowym życiem. Że przeniesie się z Monaco do Londynu, do żony, odejdzie z FIA z końcem kadencji. Twarde negocjacje z FOTA miały być tylko pożegnalnym blefem, tak przekonuje w wywiadzie dla „Timesa”. I zapowiada, że teraz siądzie do spisywania wspomnień „pełnych wybuchowych historii”. Wrogowie niech poczekają z szampanami, starszy pan znów da im powód, by się go bać.

Od blisko 40 lat byli nierozłączni w pogoni za władzą, fortuną i przyjemnościami. Przyjaciele i sojusznicy, odporni na wszystko z wyjątkiem pokusy. Bohaterowie „Max & Bernie show”: opowieści o mocno już dziś posiwiałych panach, rozkazujących na torach wyścigowych jak na folwarku. O prawniku i biznesmenie, którzy F1 zamienili w potęgę i napełnili jej skarbce, a teraz doprowadzili ją na skraj przepaści. O ich rządach nazywanych zbrodnią bez ofiar, bo choć bezlitośni i kapryśni, dawali świetnie zarabiać wszystkim. W zamian żądali posłuszeństwa i pohamowania ciekawości.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy