Akcje państwowego Tauronu zadebiutowały wczoraj dokładnie po tej samej cenie, po której były sprzedawane w ofercie inwestorom, czyli po 5,13 zł za sztukę. Później kurs stopniowo spadał, by na koniec dnia dobić do poziomu o 1,56 proc. niższego, czyli 5,05 zł.
Minister skarbu Aleksander Grad próbował ratować sytuację, mówiąc, że notowania Tauronu pokazują, iż cena w ofercie została ustalona na właściwym poziomie. Dariusz Lubera, prezes grupy, zapewniał zaś, że Tauron będzie się rozwijał i zyskiwał na wartości.
Na akcjach Tauronu przeprowadzono 19,4 tys. transakcji wartych ponad 900 mln zł. Nie było ich wiele, jeżeli wziąć pod uwagę, że walory grupy objęło 231 tys. osób fizycznych, a wśród nich 190 tys. złożyło zapis na maksymalną dostępną pulę. Większość drobnych inwestorów wstrzymała się ze sprzedażą, ponieważ zbycie 934 akcji (taki był maksymalny przydział w ofercie) po cenie 5,05 zł oznaczał stratę 74 zł.
– Dla większości inwestorów indywidualnych cena akcji poniżej ceny sprzedaży stanowić mogła duże zaskoczenie. Ogromne zainteresowanie ze strony inwestorów indywidualnych wskazuje na to, iż na fali udanego debiutu PZU większość przyjęła za pewnik łatwy zarobek w kolejnej ofercie prywatyzacyjnej – podsumowuje Tomasz Chwiałkowski, analityk w Biurze Maklerskim Banku BPH.
Co to oznacza dla dalszych losów prywatyzacji energetyki? To właśnie sprzedaż akcji spółek z tego sektora ma zapewnić ministrowi skarbu większość z zaplanowanych na ten rok 25 mld zł wpływów z prywatyzacji. Trwają właśnie przygotowania do sprzedaży gdańskiej Energi, kontrolnego pakietu akcji poznańskiej Enei oraz połowy akcji Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin wraz z dwiema kopalniami węgla brunatnego. Niewykluczona jest sprzedaż jeszcze przed końcem tego roku 10 proc. akcji giełdowej Polskiej Grupy Energetycznej.