Według ekonomistów MFW nie postawił Węgrom bardziej wygórowanych żądań dotyczących cięcia wydatków niż innym krajom, które otrzymują od niego wsparcie. – To Węgrzy sami potraktowali się surowo, ponieważ nie zważali na to, co mówią przedstawiciele Funduszu i pokazują rynki finansowe – uważa Bartosz Pawłowski, analityk odpowiedzialny za rynki rozwijające się w londyńskim BNP Paribas. W opinii Radosława Bodysa, stratega UBS na rynki wschodzące, jeśli nie nastąpi nasilenie wyprzedaży forinta, a węgierski bank centralny nie podwyższy stóp procentowych – co mogłoby wymusić na rządzie zmianę kierunku działań – impas potrwa do 3 października, czyli dnia wyborów samorządowych.
– Ostatecznie obie strony się dogadają – mówi Bodys. O tym, że postępowanie rządu w Budapeszcie mogło być obliczone na osiągnięcie dobrego wyniku w zbliżających się wyborach, świadczyć może jego zdaniem fakt, że po 2,5-proc. osłabieniu forinta wypowiedzi polityków różnią się w zależności od tego, do kogo są kierowane. – Węgry nie korzystają obecnie z pieniędzy MFW, zadłużenie obsługiwali z własnych środków – podkreśla Pawłowski. -Ale zerwanie negocjacji podkopało zaufanie rynków do węgierskiej waluty i obligacji.
Analitycy podkreślają, że ostatecznie i tak Węgrzy przed reformami nie uciekną. Będą zmuszeni – tak jak to wcześniej miało miejsce w Rumunii i na Ukrainie – sprostać wymaganiom funduszu.
Dotyczy to również Polski (choć Polska korzysta z innego programu MFW – linii kredytowej oferowanej państwom o stabilnej sytuacji gospodarczej). – Polska w krótkiej perspektywie nie ma takich problemów jak Węgry, ale nasze finanse publiczne też nie są w najlepszej kondycji – ocenia Bodys.
Polski rząd – w ocenie ekonomistów – ma czas do września. Jeśli w projekcie przyszłorocznego budżetu nie pojawią się konkretne i skuteczne propozycje obniżania deficytu, to już jesienią należy się spodziewać negatywnej reakcji rynków. – Wtedy agencje zaczną dokonywać przeglądu ratingu Polski – twierdzi strateg UBS.