Tani pieniądz produkowany przez kraje rozwinięte wciąż króluje na giełdach krajów wschodzących. Zabiegi rządów tych państw próbujących powstrzymać napływ spekulacyjnego kapitału na razie na niewiele się zdają.
Rodzime waluty tych krajów są coraz mocniejsze, a ceny na giełdach zbliżają się do rekordowych w historii poziomów. Dobrym przykładem może być Brazylia. W tym miesiącu tamtejszy rząd już drugi raz na przestrzeni roku podwyższył podatek od zagranicznych inwestycji w brazylijskie aktywa. Obecna 4-proc. stawka tej daniny nie zrobiła jednak większego wrażenia. Dość powiedzieć, że w minionym tygodniu brazylijski real znów się umocnił i obecnie znajduje się na poziomie sprzed ponad dwóch lat. Również ceny akcji poszły w górę, a do pobicia rekordu wszech czasów brakuje już tylko około 3 proc.
Niekwestionowanym liderem była jednak giełda chińska. W ciągu tygodnia akcje zdrożały o 8,5 proc., co jest najlepszym tygodniowym wynikiem w tym roku. Ostatni raz z tak dużym wzrostem na chińskiej giełdzie mięliśmy do czynienia w lutym ubiegłego roku, a więc w momencie, gdy rozpoczynała się obecna hossa. Trudno powiedzieć, czy jest to efekt wiary inwestorów w kondycję chińskiej gospodarki, czy też spekulacyjny kapitał szuka nowych rynków. Bezsporny jest natomiast fakt, że tak dużej aktywności inwestorów na chińskiej giełdzie nie było od ponad roku.
Przypomnijmy, że chińska giełda wciąż jest jednym z najgorszych pod względem osiąganych stóp zwrotu rynków na świecie i najgorszym wśród emerging markets. Od początku roku ceny spadły o ponad
9 proc. Dla porównania w Turcji, gdzie w minionym tygodniu mieliśmy lekką korektę, akcje podrożały o prawie 33 proc. Nie przeszkodziło to w ustanowieniu kolejnego rekordu wszech czasów przez indeks ISE100.