Gdy opadł już kurz związany z kryzysem i zachodni świat wygodnie odnotował, że jedynymi sprawcami kryzysu były banki i bankowcy, kwestią czasu było, kiedy pojawią się pomysły ich dodatkowego obciążenia finansowego.
Sposób myślenia był prosty: wydano olbrzymie środki publiczne na ratowanie banków, a opodatkowanie ich uznano za niewielkie, należało zatem przynajmniej w części odzyskać wydatkowane z kieszeni podatnika pieniądze. W tym klimacie urodził się pomysł podatku bankowego.
Mówiąc o podatku bankowym, mówimy o kilku różnych mechanizmach, których wspólnym mianownikiem jest dodatkowe, tymczasowe opodatkowanie banków.
Najprostszym mechanizmem jest naliczenie podatku od aktywów poszczególnych instytucji. Mechanizm ten, wprowadzony m.in. na Węgrzech, w miarę prosty i reprezentatywny, gdyż to właśnie według aktywów przygotowuje się tradycyjnie rankingi banków, jest, niestety, daleki od doskonałości.
Po pierwsze aktywa banku to przede wszystkim udzielone przez niego kredyty. Opodatkowanie aktywów spowoduje przerzucenie całego dodatkowego kosztu na klientów banku bądź w najlepszym wypadku niechęć banków do dynamicznego wzrostu akcji kredytowej.