Zespół Ekspertów Niezależnych przedstawił 9 kwietnia na łamach „Rz" raport o przyczynach katastrofy smoleńskiej. W raporcie pokazaliśmy, że winni olbrzymich zaniedbań są chronieni parasolem politycznym, a nawet promowani i nagradzani. Dopóki tak będzie, dopóki będziemy stosowali w sferze publicznej chore standardy narzucone przez Donalda Tuska, dopóty polskie państwo pozostanie chore.
W tym felietonie podam inny przykład skandalicznego zachowania polskiej administracji publicznej, która swoimi zaniedbaniami naraża polskich obywateli na niebezpieczeństwo. W drugiej połowie lat 80. studiowałem na Wydziale Matematyki, Informatyki i Mechaniki UW (popularnym MIM). Koleżanka z roku wyjechała pracować jako informatyczka do Japonii, tam wyszła za mąż, zresztą za mojego kolegę z czasów, gdy ja sam pracowałem w Japonii jako informatyk, i mieszka na stałe w Japonii.
Niedawno otrzymałem od niej e-mail, który opisuje, jakie wsparcie uzyskali Polacy w naszej ambasadzie w Japonii po uderzeniu tsunami. Cytuję dosłownie:
„Po 11 marca ambasada RP w Tokio ogłaszała, że jest w kontakcie z Polakami, a wysłali e-maile do kilku osób z 350, jakie mają zarejestrowane. W moim imieniu MSZ ogłosiło, że nie potrzebuję pomocy, a nikt nie zwrócił uwagi na to, że może potrzebuję. Po zapewnieniu w Radiu Zet, jakie złożył pierwszy sekretarz ambasady, iż ambasada będzie udzielać pomocy Polakom, którzy chcą wyjechać, znajomi dzwonili do ambasady z prośbą o pomoc w wyjeździe, ale mogli się tylko dowiedzieć, że ambasada nie udziela pomocy. MSZ publicznie podało do wiadomości w Polsce, że Polacy nie chcą wyjeżdżać z Japonii, wszyscy czują się świetnie i na propozycje skorzystania z czarteru odmówili. MSZ wraz z ambasadą też nie wykazują poczucia odpowiedzialności i lekceważą sytuację. Nam, Polakom, nigdy nic się nie stanie. Dlaczego? Bo jesteśmy narodem wybranym?