Indeks dużych spółek rozpoczął sesję ponad 0,5 proc. na minusie. To wystarczyło, by znów znalazł się o krok od 2800 pkt. Znaczenie tego poziomu staje się coraz mniej klarowne. O ile do niedawna można było mieć nadzieję, że tutaj na dobre zatrzyma się korekta spadkowa i dojdzie do odbicia w kierunku szczytów hossy, to teraz rachityczne próby odreagowania poddają w wątpliwość siłę wsparcia.

Na mocne odbicie nie pozwalają wciąż słabe nastroje inwestorów na giełdach światowych. Po tym jak wczoraj kupującym nie udało się przerwać korekty spadkowej na Wall Street, dziś w dół poszły wyraźnie indeksy rynków azjatyckich. Indeks giełdy w Szanghaju znalazł się najniżej od końca stycznia, i wielkimi krokami zbliża się do dołka z tego samego miesiąca, który broni drogi do spadku do poziomu najniższego od września ub.r. Agencja ratingowa S&P ostrzegła, że chińskie banki czekać może wyraźny wzrost odsetka złych kredytów. Z kolei w Japonii poprawie humorów inwestorów nie sprzyjały informacje o pierwszym od trzech dekad deficycie handlowym w kwietniu (na skutek trzęsienia ziemi), a także obniżce prognoz wyników przez producenta chipów Applied Materials.

Rynki w dalszym ciągu wyczulone będą też na doniesienia w sprawie kondycji finansowej Grecji oraz innych krajów peryferyjnych strefy euro.