Historia pewnej spekulacji

Publikacja: 25.11.2011 03:05

W minionych tygodniach nasiliły się działania Narodowego Banku Polskiego, których celem jest umocnienie złotego. Mogą być dwa motywy tego działania: pierwszy to próba ograniczenia inflacji, która wystaje w górę poza przyjęty przedział dopuszczalnych wahań, a drugi to wsparcie rządu w celu uniknięcia ryzyka przekroczenia poziomu 55 proc. relacji długu do PKB.

Niezależnie od motywu przypomnę, że o ramach polityki kursowej decyduje rząd w porozumieniu z Radą Polityki Pieniężnej, a za działania na rynku walutowym operacyjnie odpowiada zarząd NBP, a w praktyce upoważniony do tego wiceprezes. Takie działania są obarczone znacznym ryzykiem, więc ich skala powinna być obliczona na możliwości NBP. Ku przestrodze przedstawiam pewną prawdziwą historię, która miała miejsce ponad dekadę temu, zmieniłem tylko nazwiska uczestniczących w niej osób.

Słoneczny dzień, Warszawa, końcówka milenium. Początki nowej rady, z inicjatywy Szpadłowskiego podjęto prace nad nową formułą operacji otwartego rynku, ale na razie NBP sprzedaje dziewięciomiesięczne bony pieniężne, żeby ściągnąć nadpłynność z rynku. Stopy są wysokie, bony skarbowe rządu są oprocentowane 21 procent, a bony pieniężne NBP na 23,5 procent, z tym że te drugie mogą kupować tylko banki krajowe, będące dilerami rynku pieniężnego.

Dodatkowo na rynku walutowym odczuwa się presję napływającego gorącego kapitału, który chce zarobić nie tylko na wysokich odsetkach, ale też na ewentualnym umocnieniu złotego. NBP interweniuje bardzo często, kupując waluty i sprzedając złotego.

Restauracja Casa Valdemar, wtedy najdroższa w Warszawie. Pora lunchu. Za stołem cztery osoby, diler Palto i główny ekonomista Flądra reprezentują filię banku zagranicznego w Polsce. Pozostali uczestnicy lunchu to Smith z banku Megashite i Brown z banku Lucky Farts, oba banki bardzo aktywnie spekulują na walutach rynków wschodzących i mają swoje siedziby w Londynie. Na stole butelka najdroższego szampana, pół kilo niedojedzonego gruboziarnistego kawioru, ledwo napoczęte steki z wołowiny z Kobe. W kieliszkach armaniac z 1954 r. Rozmowa toczy się po angielsku, w slangu finansowym. Poniżej tłumaczę tę rozmowę z języka bankowych trolli na ludzki.

– To zrobimy tak – mówimy Smith z Megashite, puszczając kłęby dymu z cygara Cohiba special edition for London bankers. – Emitujemy specjalne papiery wartościowe dla naszych klientów po 21 procent, bo tak są oprocentowane wasze bony skarbowe. Bierzemy te złotówki i pożyczamy wam, a wy w naszym imieniu kupujecie bony pieniężne NBP oprocentowane 23,5 procent. Mamy zysk bez ryzyka, 2,5 procent, dzielimy się po połowie.

– Do tego, żeby kupić złote, inwestorzy będą musieli sprzedać waluty, na początku NBP trochę skupi, ale w końcu będą musieli się poddać – dodaje Brown z Lucky Farts.

– Macie rację – potwierdza Flądra, a Palto kiwa głową. – NBP kupuje dolary i inwestuje je na 5 procent, a bankom musi płacić odsetki w wysokości 23,5 procent. Więc jeśli skala tej operacji będzie duża, NBP przestraszy się możliwości wystąpienia straty i odpuści. Wtedy zarobimy nie tylko na różnicy oprocentowania, ale także na umocnieniu złotego.

– No to wypijmy za wspólny sukces – proponuje Palto, kieliszki z armaniakiem idą w górę. – Kelner, kolejna butelka – przez kłęby dymu z cygar przebija się głos bankiera z Megashite.

Kilka dni po wspomnianym spotkaniu została przeprowadzona akcja na dużą skalę. NBP został zmuszony do kupienia jak na tamte czasy olbrzymich ilości dolarów, które były sprzedawane przez Megashite, Lucky Farts i ich klientów.

Zgodnie z przewidywaniami Flądry w obawie przed olbrzymimi stratami finansowymi NBP podjęto decyzję o zaprzestaniu interwencji. Operacyjnie interwencje nadzorował wiceprezes Owczyński. Los owalem zatoczył i ponad dekadę później Owczyński musiał ponownie stawić czoła spekulantom. Ale tym razem atak przyszedł z przeciwnej strony. A tę stronę wszystkie banki centralne mają słabszą. Czy historia się powtórzy, czy tym razem Owczyński będzie górą? Już niedługo się przekonamy. Duchowo jestem z Owczyńskim, ale pieniądze bym postawił na spekulantów, bo są w tych dniach wyjątkowo mocni i żądni krwi.

Osoby pamiętające opisywane wydarzenia przepraszam za uproszczenia i być może nie dość wierne ich opisanie. Nie pamiętam, czy pity był armaniac czy inny, jeszcze droższy koniak i ile cygar wypalono.

Ale w tym artykule chodzi o jedno. O przestrogę. Bo jeżeli mam rację i idzie bardzo wysoka fala finansowego tsunami, to wychylanie się ze zbyt częstymi interwencjami walutowymi może być umiarkowanie skuteczne w najlepszym razie, a zaprosić do jeszcze większej spekulacji w najgorszym razie. Jak mawia pewien znany profesor, puknąć od czasu do czasu można, byle nie za często i żeby za dużo o tym nie gadać.

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy