W minionych tygodniach nasiliły się działania Narodowego Banku Polskiego, których celem jest umocnienie złotego. Mogą być dwa motywy tego działania: pierwszy to próba ograniczenia inflacji, która wystaje w górę poza przyjęty przedział dopuszczalnych wahań, a drugi to wsparcie rządu w celu uniknięcia ryzyka przekroczenia poziomu 55 proc. relacji długu do PKB.
Niezależnie od motywu przypomnę, że o ramach polityki kursowej decyduje rząd w porozumieniu z Radą Polityki Pieniężnej, a za działania na rynku walutowym operacyjnie odpowiada zarząd NBP, a w praktyce upoważniony do tego wiceprezes. Takie działania są obarczone znacznym ryzykiem, więc ich skala powinna być obliczona na możliwości NBP. Ku przestrodze przedstawiam pewną prawdziwą historię, która miała miejsce ponad dekadę temu, zmieniłem tylko nazwiska uczestniczących w niej osób.
Słoneczny dzień, Warszawa, końcówka milenium. Początki nowej rady, z inicjatywy Szpadłowskiego podjęto prace nad nową formułą operacji otwartego rynku, ale na razie NBP sprzedaje dziewięciomiesięczne bony pieniężne, żeby ściągnąć nadpłynność z rynku. Stopy są wysokie, bony skarbowe rządu są oprocentowane 21 procent, a bony pieniężne NBP na 23,5 procent, z tym że te drugie mogą kupować tylko banki krajowe, będące dilerami rynku pieniężnego.
Dodatkowo na rynku walutowym odczuwa się presję napływającego gorącego kapitału, który chce zarobić nie tylko na wysokich odsetkach, ale też na ewentualnym umocnieniu złotego. NBP interweniuje bardzo często, kupując waluty i sprzedając złotego.
Restauracja Casa Valdemar, wtedy najdroższa w Warszawie. Pora lunchu. Za stołem cztery osoby, diler Palto i główny ekonomista Flądra reprezentują filię banku zagranicznego w Polsce. Pozostali uczestnicy lunchu to Smith z banku Megashite i Brown z banku Lucky Farts, oba banki bardzo aktywnie spekulują na walutach rynków wschodzących i mają swoje siedziby w Londynie. Na stole butelka najdroższego szampana, pół kilo niedojedzonego gruboziarnistego kawioru, ledwo napoczęte steki z wołowiny z Kobe. W kieliszkach armaniac z 1954 r. Rozmowa toczy się po angielsku, w slangu finansowym. Poniżej tłumaczę tę rozmowę z języka bankowych trolli na ludzki.