Przywracanie stabilności na globalnych rynkach służy również powiązanemu z nimi rynkowi polskiemu – oceniają uczestnicy debaty „Główne zagrożenia dla systemu finansowego w Polsce w kontekście kryzysu strefy euro".
– Skoro mamy do czynienia z dużym kryzysem i musimy naprawić ostatnie 10 – 15 lat, to trudno oczekiwać szybkich efektów. Będzie to zależało od tego, czy sytuacja w strefie euro będzie się zmieniać zgodnie z optymistycznymi czy też pesymistycznymi scenariuszami – uważa Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy Premierze. Jego zdaniem realizacja korzystnej wersji wydarzeń zależy od spełnienia się trzech warunków: po pierwsze rządy poszczególnych państw muszą nałożyć rozsądne plany oszczędnościowe, które są warunkiem wstępnym do odbudowy gospodarczej Europy; po drugie Europejski Bank Centralny nie boi się interwencji na rynku długu i po trzecie Europejski Fundusz Stabilności Finansowej wspomaga proces rekapitalizacji banków (podawana ostatnio kwota 114 mld euro może nie być jeszcze ostateczna).
Bielecki dodaje, że kryzys od samego początku dotyka także Polski, która jest mocno powiązana z gospodarką UE. Ponad 60 proc. sektora bankowego jest związane z krajami strefy euro. – Jednocześnie kryzys może dać pozytywny efekt, bo w sytuacji gdy niektóre kraje będą się gospodarczo cofać, a Polska będzie się w tym czasie rozwijać w tempie 3 – 5 proc., to dystans do krajów Europy Zachodniej zmniejszy się i nasza pozycja w Europie wzmocni się – podkreśla Bielecki.
Polskie efekty kryzysu
Uczestnicy debaty podkreślają, że jest sporo nieporozumień wokół ustaleń ostatniego szczytu w Brukseli. – Nie można ustawiać dyskusji o ratowaniu strefy euro w ten sposób, że Polska ma ratować bogate kraje Europy Zachodniej. To jest nadużycie. Trzeba głośno mówić, że w naszym interesie jest zrobienie wszystkiego co możliwe, żeby sytuacja w strefie euro się poprawiła, bo jesteśmy z nią powiązani gospodarczo i od niej uzależnieni. Od wzrostu w krajach strefy euro zależy tempo naszego wzrostu gospodarczego – tłumaczy Andrzej Klesyk, prezes PZU.
Andrzej Rzońca, członek Rady Polityki Pieniężnej, podkreśla, że kryzys się nie zakończy dopóki nie zniknie jego źródło, a na jego obecnym etapie są nim napięcia w finansach publicznych. Ale nawet jeśli te przyczyny znikną, to jego zdaniem kryzys może się zakończyć pod warunkiem, że nie pojawi się następne źródło, a może nim być kryzys pieniądza. – Nie sądzę, żeby doszło do szybkiej restrukturyzacji po kryzysie, bo jedną z barier dla takiej restrukturyzacji jest polityka zerowych stóp procentowych prowadzonych przez banki centralne – dodaje Andrzej Rzońca.