Wall Street może się wiele nauczyć z wpadki Goldmana

Greg Smith jest dziś internetowym celebrytą i niemal na pewno najgłośniejszym przypadkiem odejścia z Goldman Sachs

Publikacja: 21.03.2012 01:40

Prezes banku Goldman Sachs Lloyd Blankfein (z lewej) i szef rady dyrektorów Gary Cohn

Prezes banku Goldman Sachs Lloyd Blankfein (z lewej) i szef rady dyrektorów Gary Cohn

Foto: European Pressphoto Agency

Red

Jednym z bezpośrednich efektów ataku Smitha na kulturę korporacyjną Goldmana, opublikowanego w ubiegłym tygodniu w „New York Times", może być przedłużenie kadencji Lloyda Blankfeina na stanowisku prezesa Goldmana, mimo niesłabnących plotek o jego odejściu. Żaden szef korporacji nie chciałby odchodzić w takich okolicznościach.

Krytyka Smitha kierowana jest do trzech głównych odbiorców: klientów Goldmana, jego konkurentów i opinii publicznej. Klienci raczej się nie przejmą. Żaden menedżer funduszu hedgingowego albo szef korporacji nie ma złudzeń, że banki bezinteresownie udzielają mu porady lub sprzedają produkty. Na Wall Street Goldman znany jest z płynięcia z prądem. W żargonie rynkowym oznacza to wykorzystywanie informacji od klientów do realizowania własnych strategii transakcyjnych.

Jest to legalne – zakładając, że wiedza ta nie jest wykorzystywana ze szkodą dla klientów – i jest im znana. A klienci wciąż zdają się doceniać pomysły Goldmana, jego finansową potęgę i siłę marki. Jak powiedział mi zarządzający jednego z funduszy hedgingowych: – Korzyści robienia interesów z Goldmanem przewyższają koszty.

Jednak ci, którzy wchodzą dziś na Wall Street, powinni oczekiwać, że będą traktowani bardziej jak partnerzy niż jak klienci. Oszukiwanie konsumentów i chwalenie się tym jest moralnie naganne, ale mapety już na zawsze pozostaną mapetami. W brytyjskim slangu to określenie idioty.

To dlatego konkurenci Goldmana powinni powstrzymać się przed wykorzystywaniem jego wpadki. Kilku bankierów powiedziało mi, że przesłali artykuł Smitha potencjalnym klientom, pytając: „Dlaczego mielibyście zatrudnić tych gości?".

Zły pomysł. Wspólnym celem banków jest maksymalizacja zysków, a konflikty i zgniłe jabłka zdarzają się wszędzie.

Biorąc pod uwagę ogólnikowość oskarżeń, nawet deklaracja Goldmana, że je „przeanalizuje", brzmi głupio. (Wyobraźcie sobie scenę: „Cześć, jestem głównym inspektorem Goldmana. Czy nazywaliście swoich klientów mapetami?").

Zamiast analizować niemożliwe do udowodnienia oskarżenia, Goldman i inne banki powinny sobie lepiej przyswoić mantrę, którą nieustannie recytują: „Po pierwsze klient".

Banki nie są organizacjami charytatywnymi – nie zarabiają pieniędzy tylko dla klientów. Mają również akcjonariuszy, pracowników i szefów, którym trzeba zapłacić. W tej sytuacji konflikty są nieuniknione.

Dziś banki są ofiarą własnego pragnienia, by spełnić oczekiwania, które nie są realne w prawdziwym świecie, pełnym konfliktów interesów.

(C) 2012 Dow Jones & Company, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone

Aby zaprenumerować „The Wall Street Journal": www.wsjeuropesubs.com

Jednym z bezpośrednich efektów ataku Smitha na kulturę korporacyjną Goldmana, opublikowanego w ubiegłym tygodniu w „New York Times", może być przedłużenie kadencji Lloyda Blankfeina na stanowisku prezesa Goldmana, mimo niesłabnących plotek o jego odejściu. Żaden szef korporacji nie chciałby odchodzić w takich okolicznościach.

Krytyka Smitha kierowana jest do trzech głównych odbiorców: klientów Goldmana, jego konkurentów i opinii publicznej. Klienci raczej się nie przejmą. Żaden menedżer funduszu hedgingowego albo szef korporacji nie ma złudzeń, że banki bezinteresownie udzielają mu porady lub sprzedają produkty. Na Wall Street Goldman znany jest z płynięcia z prądem. W żargonie rynkowym oznacza to wykorzystywanie informacji od klientów do realizowania własnych strategii transakcyjnych.

Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień