Widać wyraźnie, że nikt nie jest w stanie zapanować nad chaosem politycznym w Grecji po wyborach. Po dwóch nieudanych próbach utworzenia rządu koalicyjnego prezydent Karolos Papulias zdecydował się wczoraj na powierzenie misji utworzenia rządu socjaliście Ewangelosowi Wenizelosowi. Jego partia PASOK zajęła trzecie miejsce w rankingu greckich wyborców, którzy zdecydowali się pójść do urn wyborczych w ubiegłą niedzielę.
W powszechnym przekonaniu misja Wenizelosa zakończy się niepowodzeniem. Wcześniej nie udało się znaleźć partnerów do koalicji ani przywódcy Nowej Demokracji Antonisowi Samarasowi, ani szefowi koalicji radykalnych ugrupowań lewicowych Aleksowi Ciprasowi.
– To jasne, że w obecnej sytuacji nie znajdziemy wyjścia – zabłysnął szczerością sam Wenizelos wczoraj rano, zanim jeszcze otrzymał formalną propozycję poszukiwania wyprowadzenia kraju z matni. Rządu więc nie będzie. Przynajmniej na podstawie wyników ostatnich wyborów.
Taka sytuacja wywołuje nerwowość w stolicach europejskich. – Grecja nie może liczyć na dalsze kredyty, jeżeli nie powstanie rząd, który potwierdzi gotowość do wypełnienia zobowiązań będących warunkiem kolejnych transz finansowych – mówi szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle po konsultacjach ze swymi kolegami z krajów strefy euro. Tego rodzaju oświadczenia mają na celu skłonienie greckich polityków do wykazania większej determinacji w przezwyciężaniu impasu. Na to się jednak nie zanosi. Nawet jeżeli po fiasku misji Wenizelosa prezydent zwróci się z dramatycznym apelem do partii politycznych, aby utworzyły rząd ostatniej szansy.
– Nie ma innego wyjścia, jak nowe wybory parlamentarne – tłumaczy „Rz" George Tzogopoulos z prestiżowego think tanku ELIAMEP w Atenach. Nie ma jednak żadnej pewności, czy w ich wyniku sytuacja polityczna nie skomplikuje się jeszcze bardziej. Nie wiadomo, czy Grecy nie zdecydują się na udzielenie jeszcze większego wsparcia ugrupowaniom sprzeciwiającym się wypełnieniu porozumień z instytucjami międzynarodowymi. A i tak na ugrupowania te głosowało w niedzielę prawie dwie trzecie wyborców. Po nowych wyborach mogłyby być w stanie utworzyć rząd.