W połowie czerwca 1930 r. ówczesny prezydent USA Herbert Hoover podpisał ustawę Smoo-ta-Hawleya, do dziś stanowiącą symbol protekcjonizmu. Podniosła ona blisko 900 ceł importowych, już wcześniej bardzo wysokich po podwyżkach sprzed kilku lat. Szybko okazało się, że rację miało ponad 1000 ekonomistów, którzy solidarnie apelowali do Białego Domu, aby zablokował ustawę. Partnerzy handlowi USA niezwłocznie podjęli bowiem działania odwetowe, a wartość międzynarodowych obrotów handlowych drastycznie tąpnęła. I choć spirala protekcjonizmu nie była przyczyną wielkiego kryzysu z lat 30. XX w., pogłębiła go i przedłużyła.
To, że po ostatnim kryzysie nie doszło do powtórki tego scenariusza, jest w dużej mierze efektem istnienia Światowej Organizacji Handlu (WTO), która stoi na straży reguł międzynarodowej wymiany dóbr i usług. Liczy ona obecnie 155 członków (wśród nich są nie tylko państwa, ale też np. UE), których władze mają przez to znacznie mniejsze niż przed 80 laty możliwości obrony lokalnych producentów przed konkurencją z zagranicy.
Nadzorca i rozjemca
Choć WTO formalnie powstała dopiero na początku 1995 r., można ją uważać za dziecko wielkiego kryzysu. Utworzenie organizacji, która nie pozwalałaby na powtórkę „wojny handlowej" zapoczątkowanej ustawą Smoota-Hawleya, uzgodniono bowiem już na międzynarodowej konferencji w Bretton Woods w 1944 r., na której wykuto ład finansowy na kolejnych kilka dekad. Do czasu zakończenia prac nad Międzynarodową Organizacją Handlu (ITO), jak planowano nazwać nowy twór, obowiązywać miał tymczasowy Układ Ogólny w sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT), podpisany w 1947 r. w Genewie przez 23 kraje. WTO, której siedziba również mieści się w tym mieście, jest następczynią tego porozumienia, które dziś stanowi zrąb jej reguł dotyczących wymiany dóbr. Dodatkowo jednak WTO nadzoruje transgraniczne świadczenie usług oraz przestrzeganie praw własności intelektualnej w sprawach związanych z handlem.
Misją genewskiej organizacji, której budżet w ub.r. wynosił blisko 200 mln franków (718,7 mln zł), jest dbanie o możliwie nieskrępowany przepływ dóbr i usług, który stanowi jedno z kół zamachowych światowej gospodarki. Kraje członkowskie muszą zobowiązać się do przestrzegania licznych reguł, które mają to zagwarantować. Najważniejsze to otwartość (znoszenie barier handlowych), brak dyskryminacji (jednakowe traktowanie wszystkich partnerów handlowych oraz na równi dóbr produkcji krajowej i zagranicznej, rezygnacja z subsydiów), wzajemność (obustronne ułatwianie przepływu dóbr i usług) oraz przejrzystość (polityka handlowa musi być klarowna i przewidywalna, nie może się arbitralnie zmieniać).
Gdy sygnatariusze porozumień WTO naruszają którąś z tych reguł, poszkodowane państwa mogą się poskarżyć genewskiej organizacji. Ta nie tylko rozstrzyga spory, ale też ma prawo nakazać wypłatę rekompensat. Sama też regularnie dokonuje przeglądu polityki handlowej poszczególnych państw. Ale, wbrew pozorom, nie każde ograniczenia w handlu stanowią złamanie zasad WTO. Kraje członkowskie mają np. prawo blokować napływ dóbr, które stanowią zagrożenie dla środowiska lub zdrowia ich mieszkańców. A najbiedniejsze mogą liczyć na wiele ustępstw chroniących je przed konkurencją.