Uczcie się od Brazylii, Chin i Turcji

Niech rząd pokaże, jak zamierza zorganizować wsparcie polskich przedsiębiorców chcących działać w Afryce.

Publikacja: 17.01.2014 10:25

Bezpieczeństwo surowcowe, zrównoważony budżet państwa i rozwój rodzimych firm – to wszystko udaje się osiągnąć kilku krajom nieafrykańskim, ale w Afryce aktywnym gospodarczo. Tę prawidłowość niedawno dostrzegli rządzący Polską. Ostatnio mieliśmy serię zachęt, głównie słownych, kierowanych do polskich przedsiębiorców: złote runo ma się znajdować na Czarnym Lądzie. Zanim jednak polskie firmy ruszą masowo po kokosy, warto przyjrzeć się mechanizmom, jakie wypracowały Brazylia, Chiny i Turcja. To państwa, które odnoszą sukcesy w Afryce, choć są tam obecne stosunkowo krótko. Być może pojawi się wówczas szansa, by potencjalna polska wyprawa gospodarcza na ten kontynent nie skończyła się porażką i stratami finansowymi.

Trzy problemy, ?jedno lekarstwo

Każdy z trzech wymienionych krajów znalazł się w swoim czasie w trudnej sytuacji gospodarczej. Brazylia zbytnio uzależniła się od handlu z USA i Europą. Chiny boleśnie odczuły skutki embarga nałożonego przez Zachód po masakrze na placu Tiananmen. Turcja nie mogąc się doczekać wejścia do Unii i spodziewanych z tego profitów, także musiała znaleźć nowy sposób postępowania. Do tego doszły mocarstwowe ambicje każdego z państw. Środkiem do realizacji tych zamierzeń okazała się w każdym z trzech wypadków ekspansja w Afryce. Co ciekawe, odbywała się ona wedle zbliżonych do siebie modeli, które być może nadają się do rozważenia przez polskich decydentów.

W wymienionej trójce krajów była wola polityczna, by zmienić niekorzystną sytuację. Znalazła ona ujście w starannej ocenie potrzeb i możliwości – tak swoich, jak i potencjalnych partnerów afrykańskich. W efekcie w Brazylii, Chinach i Turcji powstały strategie, które roboczo można nazwać „wasze surowce za nasze budowy". Na Czarnym Lądzie obcokrajowcy budują infrastrukturę – drogi, koleje, porty, mosty, lotniska – i energetykę w zamian za ropę, gaz, miedź, żelazo i metale rzadkie.

Polskie początki

Największe przedsiębiorstwa krajów nieafrykańskich obecnych w Afryce to firmy państwowe zajmujące się wydobyciem surowców, odpowiedniki naszego Orlenu, Lotosu, KGHM czy Azotów. Kredyty na ich działalność to także element strategii wobec Czarnego Kontynentu – zaoferowały je największe państwowe banki danego kraju nieafrykańskiego albo instytucje finansowe tworzone specjalnie dla ekspansji na tym kontynencie.

Analogię w Polsce możemy znaleźć w Banku Gospodarstwa Krajowego oraz w programie Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR). Z tą oczywiście różnicą, że BGK nie finansuje działań polskich gigantów w Afryce. Być może brak mechanizmu kredytowania przez nasze państwo zakupów surowców dla największych polskich firm jest powodem, dla którego jak na razie nie słyszymy o przejęciach naprawdę wielkich złóż surowców w Afryce. Nabycie złóż fosforytów w Senegalu przez Grupę Azoty to stosunkowo nieduży kontrakt, wart 29 mln dol., którego płatność została rozłożona na lata.

Największe firmy nieafrykańskie obecne w Afryce to odpowiedniki naszego Orlenu, Lotosu, KGHM czy Azotów

Oprócz przygotowania kredytów i wyboru beneficjentów spośród największych rodzimych konglomeratów w Chinach, Turcji i Brazylii podjęto kolejne przygotowania. Znaleziono w budżecie państwa pieniądze na początkowy etapy ekspansji w Afryce: szkolenie kadr dyplomatycznych, wybór krajów docelowych, poznanie systemów prawnych, a co ważniejsze – miejscowych kultur. W przypadku Brazylii było to o tyle łatwiejsze, że skierowała ona znaczną część działań na Angolę, z którą łączy ją język i częściowo kultura. W Turcji władze zdecydowały się na ekspansję w bliskich kulturowo krajach muzułmańskich. Chińczycy natomiast nie bawili się w żadną bliskość: zalali po prostu Afrykańczyków dotacjami i podarkami. Dlatego są największym graczem na kontynencie. Są jednak postrzegani przez Afrykanów jako najbardziej oddaleni, a wręcz obcy.

W ślad za konglomeratami wydobywczymi czy wydobywczo-budowlanymi pojawili się podwykonawcy z krajów nieafrykańskich, finansowani – jak w przypadku Brazylii – przez konsorcja nieafrykańskich banków pochodzących np. z dawnych metropolii (w tym przypadku z Portugalii). W rezultacie rozwój największych firm kredytowanych przez swoje państwa (kredyty gwarantowane dostawami surowców afrykańskich) spowodował z kolei rozwój podwykonawców spoza Afryki finansowanych przez mniejsze banki.

Wola polityczna

Doszło do tego wyłącznie dzięki woli i działaniom polityków. Przygotowania i wykonanie planu to rezultat decyzji m.in. prezydenta Brazylii Luiza Inacio Luli da Silvy czy premiera Turcji Recepa Erdogana. Do stworzenia mechanizmu rozwoju największych, a potem mniejszych firm oraz przygotowania całego zaplecza intelektualno-bankowo-ubezpieczeniowo-prawno-dyplomatyczno-kulturowego każdy z liderów dołożył plan polityczno-pomocowy dla Afryki.

Plan przewidywał koncentrację na najbardziej zyskownych krajach. To np. Nigeria i Angola (ropa) – w przypadku Brazylii. Angola, Nigeria, Sudan (ropa) i Zambia (miedź) – dla Chin. Zawczasu zaplanowano częste wizyty przywódców w Afryce (prezydent Lula odwiedził ją 12 razy w czasie ośmiu lat prezydentury). To także liczne wizyty urzędników niższego szczebla – tu najwięcej energii wykazują Chińczycy, którzy wręcz stworzyli urząd przedstawiciela rządu ds. Afryki. Chińscy włodarze praktycznie nie wysiadają z samolotów latających na ten kontynent. Systematycznie rozbudowywano także sieci ambasad i biur handlowych.

Nauka i stypendia

Został też rozbudowany program naukowo-stypendialny. W Chinach sześć uczelni zajmuje się sprawami Afryki, a afrykańscy studenci dostają stypendia magisterskie i doktorskie. Chodzi o to, by wracali do swoich krajów jako zagorzali miłośnicy Chin. Kraje nieafrykańskie edukują także na miejscu, np. przez szkoły religijne na wschodzie kontynentu, jak Turcy.

Chińczycy nie wahają się przed naturalizacją Afrykańczyków. Przykładowo w Malawi w 2008 roku wybuchł skandal, gdy okazało się, że dzieci oddawane im na wychowanie przez biedne rodziny po pewnym czasie umiały się porozumiewać wyłącznie po chińsku.

Brazylijczycy nie idą w tym kierunku. Otwierają instytuty naukowe działające na rzecz zaspokajania potrzeb Afrykanów (np. instytut rolniczy w Ghanie) czy szkolenie lekarzy połączone z budową fabryki leków generycznych w Mozambiku.

W krajach zainteresowanych ekspansją gospodarczą w Afryce powstają na uczelniach wydziały poświęcone gospodarce i kulturze (w tej kolejności) kontynentu. Niestety, trudno znaleźć tu polski odpowiednik. Działające na naszych uniwersytetach zakłady naukowe poświęcone Afryce nie skupiają się na ekonomii, ale raczej na badaniach literatury czy kultury. Nie umiem, niestety, wskazać jednej polskiej uczelni, od której można by uzyskać uwzględniające potrzeby naszych firm rzetelne analizy gospodarcze wybranego kraju albo branży w Afryce lub jej regionie. Miejmy nadzieję, że ta sytuacja się zmieni. Oby na skutek działań rządu w tej sprawie – bo bez rzetelnej wiedzy ekonomicznej o Afryce, podpartej wiedzą o kulturze, nie mamy szans w konkurencji z krajami dysponującymi London School of Oriental Studies czy jednostką typu L'Institute du Monde Arabe.

Gesty w służbie PR

Kolejny ważny element ekspansji to gesty, choćby budowa szpitali dla Afrykanów, szkół podstawowych czy finansowanie operacji oczu. Nazywa się to „pomoc rozwojowa", a jej charakter dobrze oddają pierwsze litery tych dwóch słów.

Zostały jeszcze trzy ważne części układanki o nazwie „mechanizm skutecznego wchodzenia na rynki Afryki". Po pierwsze, niezależne od rządu, ale przezeń wspierane agencje zajmujące się inwestycjami danego kraju na kontynencie. Ich odpowiednikiem jest Polska Agencja Wspierania Inwestycji Zagranicznych. PAIZ zajmuje się zarówno ściąganiem inwestorów do Polski, jak i obsługą ekspansji polskich firm w Chinach i Afryce. Realizuje wymyślone w Ministerstwie Gospodarki programy Go China i Go Africa. Brazylijski odpowiednik PAIZ skoncentrował się na Afryce, przy hojnym wsparciu rządowym.

Ważne są też zorganizowane, sprawne i naciskające na rząd organizacje przedsiębiorców. W przypadku Turcji niebagatelną rolę odegrała instytucja o wdzięcznej nazwie Tuskon, grupująca 10 tys. firm. Przygotowywała pomysły dla szefa rządu. Podobny pomysł wart jest rozważenia w Polsce – nie tylko przez rządzących.

Ważny sport i media

Ostatnia część strategii wejścia do Afryki to kultura, sport i media. Angolska telewizja zalana jest brazylijskimi telenowelami, angolscy pingpongiści zagrali się już niemal na śmierć ze swoimi kolegami z Chin, a śpiewacy zdarli gardła na festiwalach piosenkarskich krajów portugalskojęzycznych, które Chińczycy organizują w Makau. O tym wszystkim informują wydawane przez Chińczyków media, takie jak nadająca po angielsku w Kenii telewizja CCTV czy angielskojęzyczny tygodnik „China Daily", także wydawany w Kenii. Na marginesie dodam, że jego europejską wersję wydaje londyński „The Guardian", dzięki któremu można się dowiedzieć, jak wspaniale jest robić interesy z Chinami, by później móc się relaksować przy kursie kaligrafii.

Zarysowane powyżej składowe gospodarczego wejścia do Afryki to nie wszystko. To, co łączy różne działania Brazylii, Chin czy Turcji, to wola przywódcy. Byłbym zobowiązany, gdyby rząd Donalda Tuska przekazał wszystkim zainteresowanym, jak zamierza  zorganizować wsparcie polskich przedsiębiorców chcących działać w Afryce. Pozostaje życzyć sobie, by wśród naszych biznesmenów powstał masowy ruch – taki jak w Turcji Tuskon, który zostałby wsparty przez system kredytów gwarantowanych surowcami, przez wizyty polityków w wybranych krajach Afryki, przez powołanie np. prezydenckiego ministra ds. podróży na ten kontynent, a wreszcie przez inwestowanie w budowę naszych ambasad. Można pomarzyć... Polski Tuskon? Tusk – on! Przynajmniej do najbliższych wyborów.

—Autor wychowywał się w Afryce

Bezpieczeństwo surowcowe, zrównoważony budżet państwa i rozwój rodzimych firm – to wszystko udaje się osiągnąć kilku krajom nieafrykańskim, ale w Afryce aktywnym gospodarczo. Tę prawidłowość niedawno dostrzegli rządzący Polską. Ostatnio mieliśmy serię zachęt, głównie słownych, kierowanych do polskich przedsiębiorców: złote runo ma się znajdować na Czarnym Lądzie. Zanim jednak polskie firmy ruszą masowo po kokosy, warto przyjrzeć się mechanizmom, jakie wypracowały Brazylia, Chiny i Turcja. To państwa, które odnoszą sukcesy w Afryce, choć są tam obecne stosunkowo krótko. Być może pojawi się wówczas szansa, by potencjalna polska wyprawa gospodarcza na ten kontynent nie skończyła się porażką i stratami finansowymi.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy