„Szkołę stworzono według wskazówek diabła” – powiedział znany francuski pedagog Celestyn Freinet. Czy to oznacza, że codziennie tysiące dzieci chodzi do piekła?
Dziecko lubi przygodę, a umieszczono je w zamkniętych salach. Dziecko lubi wiedzieć, że jego działalność czemuś służy. A zrobiono tak, żeby jego aktywność nie miała żadnego realnego celu. Lubi się ruszać, zmuszono je do bezruchu. Lubi oglądanie, posługiwanie się różnymi przedmiotami, a nauczono je obcować z ideami. Lubi pracować rękami, a pozwolono mu pracować tylko mózgiem. Lubi mówić, skazano je na milczenie. Pragnęłoby rozumować, a kazano mu uczyć się na pamięć. Chce poszukiwać wiedzy, a podano mu ją gotową.
Dzieci to akceptują?
Niektóre tak. Są dzieci, których celem jest zaspokajanie potrzeb dorosłych, bo to gwarantuje ich aprobatę. Chętnie robią to, czego oczekują nauczyciele i za co są nagradzane. Te zewnątrzsterowne dzieci dobrze funkcjonują w tradycyjnym systemie, gdy są chwalone, gdy dostają nagrody. Dla poczucia bezpieczeństwa rezygnują ze swoich potrzeb, również tych podstawowych, rozwojowych. Ale wtedy tracą zdolność bycia w kontakcie z samym sobą. One uczą się po to, żeby dostać ze wszystkiego szóstki i piątki. Natomiast jest grupa dzieci, które się nie wyrzekają siebie. Wtedy z jednego przedmiotu są świetne, z innego robią tyle, by przejść do następnej klasy.
Są też dzieci, które walczą o swoją autonomię, chcą robić coś, co je interesuje. To dzieci, które potrafią nauczycielowi pokazać, że się nudzą, nie są zainteresowane, nie będą czegoś robić. I wtedy dorośli często mówią, że te dzieci są niegrzeczne i aroganckie. A one tylko walczą o to, by móc się rozwijać zgodnie ze swoimi potrzebami. Wielu dorosłych nie chce albo nie umie tego dostrzec lub zrozumieć.
Dzieci, które nie dostosowują się do systemu, mają w szkole ciężko. Bo bez biało-czerwonego paska i piątek ze wszystkiego nie dostaną się do dobrej szkoły średniej.
Nasz system szkolny jest wygodny dla nas, dorosłych. Przypomnijmy, powstał 200 lat temu w Prusach na potrzeby świata, którego już nie ma. Wtedy to była rewolucja, bo dzieci zamiast pracować w polu, szły do szkoły. Dzisiaj jednak mamy psychologię rozwojową, wiemy o dziecku znacznie więcej, np. to, że każde rozwija się w swoim własnym tempie.