Napięcie osiągnęło taki poziom, że mundurowe resorty z obu stron granicy poczuły się zobowiązane do wydania uspokajających oświadczeń. – Rozpowszechniana jest kłamliwa informacja, jakoby gminy na północy kraju miały zostać zablokowane przez oddziały specjalne. To nie odpowiada rzeczywistości – ogłosił jeden z przedstawicieli kosowskiej policji. „Gminy na północy” to oczywiście tereny Kosowa zamieszkane przez Serbów, a nie przez Albańczyków jak większość kraju. „Serbia nie przekroczyła linii administracyjnej i nie wkroczyła na teren Kosowa i Metohiji” – ze swej strony poinformowało serbskie Ministerstwo Obrony, używając dawnej nazwy Kosowa jako autonomicznej części Serbii i nazwy „linia administracyjna” zamiast granica.
Belgrad nie uznaje niepodległości Kosowa, nie używa jego nazwy, jak i słowa „granica”. Spośród państw UE nie uznają go również Grecja, Hiszpania, Rumunia, Słowacja oraz Cypr. Przy czym Belgrad formalnie stara się wejść do Unii Europejskiej, ale warunkiem akcesu jest właśnie uznanie Kosowa, co kategorycznie odrzuca.
Podobny kryzys wybuchł już raz, we wrześniu ubiegłego roku. W odwecie na decyzje serbskie władze Kosowa zakazały wjazdu samochodów z serbskimi numerami rejestracyjnymi, domagając się, by ich właściciele każdorazowo wykupywali kosowskie za 20 dolarów. Wtedy również Serbowie z Kosowa zablokowali przejścia graniczne. Wówczas obie strony zgodziły się, że kosowskie samochody wjeżdżające do Serbii będą naklejały na swe tablice stickery z serbskim herbem.
– Jeśli oni zaczną prześladować Serbów, źle się do nich odnosić, zabijać ich, Serbia zwycięży – zdążył jednak obecnie skomentować sytuację prezydent Serbii Aleksandar Vučić. Demonstracyjnie odwiedził również sztab generalny serbskiej armii. Ale wojsko pozostało w koszarach, mimo że na północy Kosowa rozległy się strzały. Lecz nie wiadomo, kto i do kogo strzelał, nie było żadnych ofiar.
– Prisztiński reżim próbuje przedstawić się jako ofiarę, wykorzystać sytuację na świecie, by rozgrywać zagrożenie ze strony „mini-Putina”, sam (premier Kosowa) Albin Kurti przymierza się do roli Zełenskiego – Vučić przełożył bałkański kryzys na realia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Ale to deputowany z jego partii Vladimir Dukanović napisał na Twitterze: „Zdaje się, że Serbia będzie zmuszona przeprowadzić denazyfikację Bałkanów”. Użył propagandowego rosyjskiego wyrażenia, którym Kreml opisuje wojnę w Ukrainie.