Tak wynika z wyroku Sądu Okręgowego w Zielonej Górze z 28 czerwca 2016 r. (sygn. akt I C 39/16).
Mariusz G. wystąpił z powództwem przeciwko swojemu koledze Dariuszowi D. , który potajemnie nagrał ich rozmowę telefoniczną, a następnie użył jej jako dowodu w procesie przeciwko byłemu pracodawcy. Powód twierdził, że jego wypowiedzi zostały zmanipulowane, a ich użycie w sądzie naraziło go na utratę zaufania oraz dobrego imienia u pracodawcy. Oprócz przeprosin, domagał się zasądzenia na swoją rzecz 12 tys. zł odszkodowania za utracone zarobki oraz 8 tys. zł zadośćuczynienia, a także 5 tys. zł na rzecz PCK.
Niepochlebnie o szefach
To Mariusz G. zatelefonował do kolegi, który niedawno został zwolniony z pracy. Dość emocjonalnie wypowiadał się o wydarzeniach w firmie po odejściu Dariusza D. Obaj wypowiadali swoje opinie na temat pracodawcy, przełożonych oraz współpracowników. W rozmowie został poruszony temat postępowania sądowego. Mariusz G. początkowo wzbraniał się przed powiedzeniem czegokolwiek w tym zakresie przez telefon, chciał odłożyć dyskusję do czasu aż będą mogli wymienić uwagi w cztery oczy. Dariusz D. opowiedział mu więc, jaką wiedzą dotychczas dysponuje na temat rzeczywistych okoliczności, w jakich został zwolniony i chciał podpytać powoda o dodatkowe informacje. Nie zmuszał go do odpowiadania, powiedział do niego: „nie wiem, czy ty możesz mówić, co chcesz, a co nie". Jednak dalszy ciąg tej wypowiedzi został przerwany przez powoda, który stwierdził, że „może mu wszystko powiedzieć, jak to już wie". Mariusz G. przyznał, że w całej sprawie nakłaniano świadków do kłamstwa, że „wie na 100 proc. komu kazali kłamać" i wymienił imię pracownika, który miał poświadczyć nieprawdę. Niepochlebnie wypowiadał się także na temat swoich pracodawców i ich kadrowych decyzji. Kwestionował je i wyrażał w obraźliwych i wulgarnych słowach swoje zdziwienie i rozgoryczenie postępowaniem szefów. Wystosował nawet wobec swojego pracodawcy groźbę. Na koniec rozmowy zapewnił Dariusza D., że zawsze będzie mu służył pomocą i że myśli o zmianie pracy. Dariusz D. nagrał całą rozmowę bez zgody Mariusza G. Po pewnym czasie zadzwonił do niego informując go o tym nagraniu i potrzebie jego wykorzystania przed sądem. Jak twierdził, chciał przygotować go do ewentualnych decyzji pracodawcy, zaproponował pójście na zwolnienie lekarskie lub poszukanie nowej pracy. Ta druga rozmowa nie została nagrana.
Sąd nie dopuścił zapisu rozmowy jako dowodu w postępowaniu pracowniczym, ale został on dołączony do pisma procesowego i odsłuchany przez kadrę kierowniczą w zakładzie pracy, w którym nadal pracował Mariusz G. W efekcie pracodawca chciał rozwiązać z nim umowę o pracę, jednak ostatecznie poprzestał na obniżeniu mu wynagrodzenie o ponad tysiąc złotych na podstawie porozumienia stron.
Kto mógł czuć się obrażony
W nagraniu, a później przekazaniu zapisu rozmowy telefonicznej na rzecz i do rąk pracodawcy Mariusz G. upatrywał naruszenia swych dóbr osobistych w postaci czci, godności oraz utraty dobrego imienia, które przejawiało się utratą zaufania pracodawcy. Jednak Sąd Okręgowy uznał, że do naruszenia tych dóbr nie doszło.