Andrzej Lewiński, pełniący obecnie funkcję GIODO, ostrzega, że wielu administratorów danych ma świadomość swojej bezkarności. Dlaczego? W Polsce tym, którzy łamią przepisy o ochronie danych osobowych, czyli np. niewłaściwie zabezpieczają informacje o swoich klientach, grozi bowiem jedynie odpowiedzialność karna. Generalny inspektor ochrony danych osobowych nie może nakładać kar finansowych. By doszło do skazania, prokuratura musi udowodnić przestępstwo. A o to trudno.
Znikoma szkodliwość
Jednym z częstszych grzechów jest nieprzestrzeganie obowiązku rejestracji zbiorów danych, za co grozi właśnie odpowiedzialność karna.
– Powinniśmy skierować do prokuratury tysiące zawiadomień o popełnieniu przestępstwa. Z naszej praktyki wynika jednak, że nawet te nieliczne, które przesyłamy w przypadku poważnych naruszeń, i tak są umarzane ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu – mówi Andrzej Lewiński.
W 2013 r. GIODO wysłał do organów ścigania 16 zawiadomień, a w 2014 r. tylko dziesięć.
– Prokuratura ma najwyraźniej zdrowe podejście do problemu. W Polsce firmy sztucznie tworzą całą dokumentację, żeby udowodnić, że chronią dane. Nakładanie kar finansowych byłoby niebezpiecznym narzędziem – mówi adwokat Bartosz Graś, partner w kancelarii Kijewski Graś. I dodaje, że wzorem dla nas powinny być raczej Niemcy. Tam osoba, która nie chce, żeby jej dane były powszechnie dostępne, zgłasza po prostu zastrzeżenie.