– W porównaniu z końcem ubiegłego roku na początku tego o połowę wzrosła liczba zwolnień lekarskich i świadczeń, jakie dostają osoby samozatrudniające się, a o ponad 67 proc. tych, którzy skorzystali z chorobowego zaraz po tym, jak zostali zwolnieni z pracy – wylicza Maria Szczur, wiceprezes ZUS odpowiedzialna za finanse.
Do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wpływa znacznie więcej zwolnień lekarskich niż w zeszłym roku. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy 2009 r. ZUS wypłacił ponad 2,6 mld zł zasiłków chorobowych – każdego miesiąca o ponad 100 mln zł więcej niż rok temu. W pierwszym kwartale pracownicy i przedsiębiorcy chorowali ponad 58,6 mln dni, o 3,5 mln dni więcej niż kwartał temu. Jeśli podobnie będzie do końca roku, ZUS na zasiłki chorobowe będzie potrzebował ponad 6,6 mld zł (w zeszłym roku wydał 4,9 mld zł), a pracodawcy na wynagrodzenia chorobowe 5,6 mld zł (w zeszłym roku wydali 4,3 mld zł).
– To dodatkowe koszty rosnącego bezrobocia – tłumaczy Maria Szczur. Wyjaśnia, że częściowo wzrost wydatków na świadczenia chorobowe to skutek podwyżek wynagrodzeń w zeszłym roku, co spowodowało podniesienie zasiłków w tym. Dodatkowo od lutego ZUS płaci zasiłki chorobowe za ponadpięćdziesięcioletnich pracowników od 15. dnia choroby, a nie jak było dotąd – od 33. dnia. Szczegółowe dane nie pozostawiają złudzeń, że rosnące obciążenie ZUS z tytułu świadczeń chorobowych to wynik pogorszenia koniunktury. – W ciągu pół roku: od października do kwietnia, bezrobocie wzrosło o 2,4 pkt proc. Ludzie po prostu częściej korzystają ze zwolnień lekarskich i w ten sposób zabezpieczają się finansowo przed bezrobociem i utratą dochodów. A część samozatrudniających się przechodzi do szarej strefy, oficjalnie pozostając na chorobowym – dodaje wiceprezes ZUS.
Te dane dziwią Adama Ambrozika, eksperta Konfederacji Pracodawców Polskich. – Wydaje się, że pracownicy powinni zachowywać się odwrotnie: w obawie o utratę pracy mobilizować się i nie korzystać ze zwolnień – uważa. Takie zachowanie potwierdzają przykłady z firm, gdzie zapowiadano zwolnienia, ale ostatecznie do nich nie doszło, jak choćby w olsztyńskiej fabryce opon koncernu Michelin. – Nie mamy problemu ze zwolnieniami – oświadcza rzecznik firmy Ewa Konopka.
Z danych GUS wynika jednak, że plaga L-4 dotyczy nie pracowników, którzy mają zatrudnienie, ale tych, którzy właśnie stracili pracę. A tych firmy nie biorą już pod uwagę. – Przedsiębiorcy nie interesują się, czy ich byli pracownicy idą na zwolnienia lekarskie po tym, jak stracą pracę, bo koszty takich świadczeń ponosi ZUS i wszyscy inni ubezpieczeni – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.