W połowie roku Komisja Europejska wieszczyła u nas recesję, PKB miał się skurczyć o 1,4 proc., podobnie uważały MFW (-0,7 proc.) i OECD (-0,4 proc.). Reszta instytucji i banków twierdziła, że bez stagnacji się nie obejdzie. Minęło kilka miesięcy i eksperci biją się w piersi: pomyliliśmy się.
– Odbiła gospodarka strefy euro, co przełoży się także na nasz PKB – tłumaczy Radosław Bodys, ekonomista Bank of America Merrill Lynch. Jego zdaniem na początku tego roku eksperci ogłosili, a potem sami uwierzyli, że to będzie recesja stulecia. Według sondaży pogarszały się nastroje przedsiębiorców i konsumentów, a to miało się przełożyć na poziom produkcji i sprzedaży. Prognozy dotyczące inwestycji pchały w dół doniesienia, że kraje i firmy będą miały problemy z pozyskaniem finansowania. Po czym okazało się, że kryzys nie jest ani tak głęboki, ani tak długi, jak się spodziewano.
– Wzrost PKB w trzecim i czwartym kwartale roku będzie dużo powyżej oczekiwań rynku – przekonuje Bodys. – Sądzę, że w przypadku Polski przekroczy poziom 1,5 – 2 proc. w trzecim i 3 proc. PKB w czwartym kwartale. Do niedawna uważano, że trzeci kwartał będzie najgorszy w roku.
Z kolei Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku, przekonuje, że instytucje i banki nie tyle się pomyliły, ile nie doceniły pewnych zjawisk.
– Wiadomo było, że mając w perspektywie Euro 2012 i wyzwania związane z inwestycjami drogowymi, rząd nie pozwoli sobie na bezczynność – mówi Borowski. – Poza tym w czasie ostatniego kryzysu firmy masowo zwalniały ludzi, stąd szacunki, że bezrobocie sięgnie 14 proc., a tymczasem okazało się, że pracodawcy obcinają bonusy i pensje, a nie etaty, i bezrobocie sięga zaledwie 11 proc. Jeden punkt procentowy mniej to aż 150 tys. tych, którzy nadal mają pracę.